Oficjalnie na czele grupy referendalnej stoi młody bytomianin, Artur Kamiński, który może być przez niektórych kojarzony z aktywnego komentowania różnych profili związanych z Bytomiem na Facebooku, ale nigdy wcześniej nie angażował się w politykę. Z kolei nieoficjalnie pomysł odwołania aktualnych władz miasta ma być inspirowany przez ich poprzedników, z czym nawet to środowisko się nie kryje, bowiem "zupełnie przypadkiem" biuro referendystów mieści się w tym samym miejscu, gdzie swoją siedzibę miała Bytomska Inicjatywa Społeczna, natomiast politycy tego ugrupowania na każdym kroku głośno wyrażają poparcie dla tego przedsięwzięcia.
Do trzech razy sztuka
W przeciwieństwie do inicjatywy referendalnej z 2012, którą przeprowadzono niezwykle sprawnie i skutecznie, to niedawne próby doprowadzenia do odwołania władz są wybitnym przykładem nieudolności. Po tym, jak szumnie ogłoszono plan zakończenia rządów Mariusza Wołosza, referendyści złożyli zawiadomienie o zamiarze przeprowadzenia referendum z błędami formalnymi, w wyniku czego musiało zostać odrzucone zanim nawet zabrano się do zbierania podpisów. Zgłoszenie zostało więc ponowione - tym razem poprawnie - ale w ustawowym terminie nie udało się zebrać wymaganej liczby podpisów. Zamiast 11,4 tys. uzbierano jedynie 8 tysięcy.
Porażka nie zraziła Artura Kamińskiego i jego popleczników. Ogłoszono, że jeszcze raz rozpoczną całą inicjatywę od nowa, pomimo iż wybory samorządowe mają odbyć się już na wiosnę przyszłego roku. Kolejne podejście znów okazało się nieudane, o czym dowiedzieliśmy się z wydanego dziś oświadczenia.
Referendum w Bytomiu nie będzie
Grupa inicjatywna zebrała nieco więcej podpisów, bo według jej deklaracji nieco ponad 10 tysięcy, ale to wciąż o ok. 1,5 tys. za mało, by doprowadzić do głosowania za odwołaniem władz Bytomia.
- Naszym zdaniem jest to bardzo dobry wynik, jeżeli weźmiemy pod uwagę działania ze strony bytomskich włądz, jakich wobec nas użyto, aby zniweczyć naszą działalność - ocenia Artur Kamiński w opublikowanym oświadczeniu.
Zdaniem pełnomocnika grupy referendalnej osoby zbierające podpisy miały być nękane przez Straż Miejską, a mieszkańców straszono wyłudzaniem danych osobowych, co sprawiło, że bytomianie niechętnie wpisywali swoje pesele i adresy na listach poparcia.
Kolejne podejście do organizacji referendum nie jest już możliwe, bo zgodnie z przepisami można to uczynić nie później, niż na pół roku przed wyborami. Referendyści jednak zapewniają, że nie składają broni i teraz będą się przygotowywać do wyborów samorządowych.
Może Cię zainteresować: