OGB zrzesza trzy marki badawcze: Instytut Badań Spraw Publicznych, Instytut Badań Samorządowych oraz Instytut Badań Zmian Społecznych. Ośrodek prowadzi szereg projektów badawczych, w ramach których tworzone są różnorakie raporty. Jeden z nich dotyczy szans prezydentów poszczególnych miast na wygranie najblizszych wyborów.
Łukasz Pawłowski, prezes OGB, spodziewa się wielu zmian na stanowiskach urzędujących obecnie prezydentów.
- Będzie to na pewno liczba zbliżona do tej w 2014, być może nawet wyższa, ponieważ biorąc pod uwagę okoliczności takie jak dłuższa kadencja, przeniesione wybory, inflacj, wojna, ograniczony budżet, z pewnością włodarze stoją przed nie lada wyzwaniem - stwierdził Łukasz Pawłowski. - Według naszych wyliczeń prognozujemy, że tym razem w miastach zobaczymy 40 nowych prezydentów - ocenił prezes OGB.
Autorzy raportu przeanalizowali sytuację 91 prezydentów ze 107, ponieważ 16 z nich zrezygnowało z ubiegania się o reelekcję. Tak jest np. w przypadku Andrzeja Dziuby w Tychach, który od wielu lat cieszył się dużym poparciem, lecz w jesiennych wyborach parlamentarnych został wybrany do Senatu.
W badaniu wzięto pod uwagę kilkanaście zmiennych, przy pomocy których wyliczono prawdopodobieństwo zmiany prezydentów. Są to m.in.:
- liczba kadencji
- komitet wyborczy
- wiek
- zmiana poparcia
- poparcie w I turze w 2018 r.
- większość w radzie miasta
- wynik komitetu do rady miasta
- poparcie w II turze w 2018 r.
- wielkość miasta
- poparcie dla PiS i KO
- wyniki sondaży
W blisko połowie miast dojdzie do zmiany władzy?
OGB przewiduje duże przetasowania w miastach po kwietniowych wyborach. Spory wpływ na to będzie miał fakt, iż w tym roku rekordowa liczba włodarzy nie będzie ponownie kandydować. W 2010 r. tylko 7 prezydentów nie podeszło do wyborów, w 2014 r. zaledwie 9, w 2018 r. już 14, a w tym roku aż 16. Dodając do tego włodarzy z niskim poparciem, to nawet w 40 miastach może się zmienić władza.
Na pierwszym miejscu wśród prezydentów, którzy najprawdopodobniej stracą władzę jest Małgorzata Mańka-Szulik z Zabrza. W 2010 roku zwyciężyła w wyborach uzyskując aż 75,6 proc. poparcia, lecz w 2018 r. zagłosowało na nią już tylko 31,5 proc. mieszkańców i dopiero w drugiej turze udało jej się wywalczyć reelekcję. Jeżeli w tym roku trend spadkowy się utrzyma, to w Zabrzu może zajść epokowa zmiana (obecna prezydent rządzi tam od 2006 roku!). OGB szacuje, że prawdopodobieństwo zmiany w przypadku Małgorzaty Mańki-Szulik wynosi aż 90 proc.
Prezydenci Bytomia, Piekar i Dąbrowy mogą być spokojni
Po zupełnie przeciwnej stronie rankingu znaleźli się prezydenci m.in. Piekar Śląskich (Sława Umińska-Duraj), Dąbrowy Górniczej (Marcin Bazylak) i Bytomia (Mariusz Wołosz). W przypadku tej trójki twórcy raportu prognozują, że szanse na ich zmianę wynoszą zaledwie 10 proc.
Trzeba jednak pamiętać, że to tylko prognozy i tak, jak z pogodą, sytuacja może się różnie potoczyć. Prezydent Mariusz Wołosz nie powinien jeszcze otwierać szampana, bo czwórka jego rywali cały czas zabiega o poparcie bytomian. Chociaż obecna kampania w porównaniu do poprzednich wyborów jest prowadzona mało intensywnie, a przez niektórych kandydatów prawie w ogóle nie jest prowadzona, to jednak bytomska polityka zawsze była mało przewidywalna i do samego końca nie można mieć pewności, co się wydarzy.
Historycznie wyborcy w miastach zwykle udzielają swoim prezydentom mandat na drugą kadencję. Tak było również w Bytomiu. Reelekcję po swojej pierwszej kadencji uzyskali zarówno Krzysztof Wójcik, Piotr Koj, jak i Damian Bartyla. Być może mieszkańcy uznają, że jedna kadencja to za mało, aby zaprowadzić realne zmiany w mieście, dlatego zazwyczaj pozwalają prezydentom wykazać się w drugiej. Jeśli podobna prawidłowość zadziała w przypadku Mariusza Wołosza, to rzeczywiście będzie mógł rządzić Bytomiem przez kolejnych 5 lat.