Katowicka "Wyborcza" dotarła do wyników audytu przeprowadzonego w Muzeum Śląskim. Kontrolerzy wzięli pod lupę okres pomiędzy 2020 a 2023 rokiem. W tym czasie placówką zarządzało aż czterech różnych dyrektorów, lecz przez większość tego czasu kierowała nią obecna szefowa, Maria Czarnecka.
Znajoma premiera
Wybór Czarneckiej wywołał duże poruszenie w środowisku. Jak podaje portal Ślązag.pl, nie miała wcześniej żadnego doświadczenia z muzealnictwem. Przed objęciem stanowiska w Muzeum Śląskim pracowała w Narodowym Banku Polskim, z kolei jej wykształcenie związane jest z językami obcymi i bankowością. Nieoficjalnie jednak mówiło się, że jest protegowaną premiera Mateusza Morawieckiego, zaś sama Czarnecka miała chwalić się, że zna się z prezesem Rady Ministrów.
Swoje urzędowanie rozpoczęła z przytupem, bo od odwołania dwóch wystaw. Oficjalnie jako powód podano "zmianę planów wystawienniczych", lecz zgodnie z ustaleniami dziennikarzy powodem miały być eksponaty związane z generałem Jerzym Ziętkiem, filmem "Czterej pancerni i pies" oraz kinem radzieckim, co kłóciło się z forsowaną ówcześnie przez polityków PiS dekomunizacją. Niedługo później znów zrobiło się głośno o pani dyrektor, gdy w trakcie otwarcia 11. Triennale Grafiki Polskiej na jej polecenie publicznie zdrapano ze ściany część tytułu pracy Michała Krawca „Jesteśmy tu... (Holiday on Earth 2050 / Lex Szyszko / River trip)" z nazwiskiem dawnego ministra środowiska, Jana Szyszko.
Radny przeprowadza kwerendę
Kontrolerzy stwierdzili liczne słabości systemu kontroli zarządczej w każdym z badanych obszarów. Zastrzeżenia dotyczyły m.in. umów cywilnoprawnych zawartych w latach 2020-2023 z Maciejem Bartkowem, bytomskim radnym Prawa i Sprawiedliwości, szefem lokalnych struktur partii. Politykowi zlecono przeprowadzenie kwerendy archiwalnej i bibliotecznej oraz przygotowanie kopii rozproszonej dokumentacji zaginionych dzieł sztuki Muzeum Śląskiego. Podobnie jak obecna dyrektor Muzeum Śląskiego, Bartków również nie posiada wykształcenia historycznego, czy muzealnego. Ma bowiem dyplom administratywisty oraz menadżera sportu i turystyki. Trzeba za to przyznać, że od lat jest pasjonatem historii i ma na swoim koncie kilka książek historycznych, bloga poświęconego tajemnicom przeszłości Bytomia, czy kanał z filmikami historycznymi na platformie YouTube.
"Wyborcza" podaje za wyliczeniami audytorów, że Maciej Bartków mógł zarabiać w Muzeum Śląskim nawet 101 zł za godzinę, ponieważ tylko w zeszłym roku realizacji zlecenia miał poświęcać ok. 46 godzin miesięcznie. Za wykonaną pracę otrzymywał 4 700 zł brutto, a więc łącznie do tej pory mógł zarobić ponad 150 tysięcy złotych. Zgodnie z oświadczeniami majątkowymi składanymi przez niego, jako radnego, dochód z tytułu umowy zlecenie przewyższał nawet jego etatową pracę w biurze poselskim Wojciecha Szaramy. Jak wskazuje gazeta, wątpliwości osób przeprowadzających kontrolę w jednostce miały wzbudzić rozbieżności między przedmiotem umów, a faktycznie zrealizowanymi usługami, ponieważ w przekazywanych przez niego wykazach zrealizowanych działań znalazło się np. napisanie artykułów do wydawnictw niezwiązanych z muzeum i nie zamówionych przez nie. Ponadto według "Wyborczej" radny nie współpracował w sprawie zaginionych dzieł sztuki z pracownikami instytucji, zaś zgromadzona przez niego dokumentacja nie została przekazana głównemu inwentaryzatorowi odpowiedzialnemu za odzyskiwanie zaginionych dzieł sztuki.
Bytomski polityk nie jest jedyną osobą z otoczenia PiS, które "dorabiały" sobie w Muzeum Śląskim. Podobne umowy zostały zawarte m.in. z wdową po prezesie NBP, publicystą gazety należącej do Orlenu, czy urzędnikiem wojewody. Instytucja jest współprowadzona przez samorząd województwa oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wobec czego stała jednym z łupów partii rządzącej. Dotąd zmianę na stanowisku dyrektora blokował pisowski minister, lecz wraz z uformowaniem nowego rządu najprawdopodobniej ludzie Jarosława Kaczyńskiego stracą wpływy w tej i wielu innych instytucjach.
Maciej Bartków odpowiada
Krótko po opisaniu przez "Gazetę Wyborczą" wyników audytu w Muzeum Śląskim Maciej Bartków wydał oświadczenie. Radny broni się, że rzetelnie wykonywał zleconą mu pracę, a współpraca z muzeum przyniosła korzyść placówce. Wskazuje, iż w ramach umowy przeprowadził m.in. kwerendy w Instytucie Pamięci Narodowej, Instytucie fur Zeitgeschichte Munchen-Berlin, National Archives, czy poszczególnych oddziałach Archiwum Państwowego. Odnosząc się do zarzutu dotyczącego niezamówionych artykułów prasowych stwierdził, że jako osoba związana umową z Muzeum Śląskim "zgodnie z zasadami dobrej praktyki" był zobowiązany do "pozytywnej promocji placówki". Zaprzeczył również doniesieniom o braku współpracy z personelem instytucji.
Jednocześnie oświadczam, iż otrzymywana przeze mnie w ramach wynagrodzenia kwota netto (zdecydowanie niższa od kwoty brutto podawanej przez media) znacząco odbiega od wysokich kwot, pobieranych przez podmioty prywatne działające w tym zakresie. Wynagrodzenie służyło takie pokryciu kosztów związanych z prowadzonymi badaniami, takich jak wyjazdy do archiwum czy zamawianie fotokopii dokumentacji.
Z pełną treścią oświadczenia można zapoznać się na facebookowym profilu Macieja Bartkowa.