Zauważyłam także duże potrzeby porównywania Bytomia do miast, dzielnic, które obecnie postrzegamy jako te wygrane. Tymczasem wszystkie miasta stają obecnie wobec wielu podobnych wyzwań, które dotyczą przede wszystkim zmian klimatu i postępującej cyfryzacji życia publicznego. Oba wskazane przeze mnie wyzwania wymagają szerokiego zaangażowania mieszkańców. Oczywiście angażowanie mieszkańców to dla mnie pasja i praca, co powoduje, że mogę wskazywać na rzeczy nieoczywiste dla wielu, w tym dla polityków, którzy całe życie działali w duchu wskazywania kierunku ludowi, który nic nie rozumie. Możemy dużo pisać, mówić o bogatej historii Bytomia. Zachwycać się w wywiadach dziedzictwem kulturowym, który sprawia, że Bytom jest wyjątkowy. Wielu mieszkańców, a szczególnie tych zaangażowanych w dyskusje w mediach społecznościowych, docenia Bytom właśnie za jego historię, co wiąże się jednocześnie z ubolewaniem nad stanem obecnym infrastruktury itp. To zachwycanie się przeplatane narzekaniem na obecny stan miasta zasłania cały szereg realnych potrzeb i oczekiwań mieszkańców.
„Sztywny Śląsk zaczyna mięknąć”
Wiele procesów
partycypacyjnych zrealizowałam wraz z Grzegorzem Pronobisem w całej
Polsce. W każdym mieście było dużo zachwytu i narzekania na stan
obecny. Analizując różne podejście do współpracy z mieszkańcami
dostrzegłam, jak ważne jest podejście do swojej pracy urzędnika,
prezydenta, burmistrza, wójta. W gminach, gdzie urzędnicy i
włodarze traktowali swoją pracę jako misję, a nie tylko
osiągniecie jakiejś pozycji w układance politycznej gminy, dialog
publiczny rozwinął się i nadal się rozwija w poszukiwaniu
sposobów na pogodzenie ogromnej ilości obowiązków ustawowych z
potrzebą włączania mieszkańców w kluczowe dla ich życia
decyzje. W takich gminach to włączenie to nie obowiązek ustawowy
tylko chęć zdobycia szerszej perspektywy, podzielenie się
odpowiedzialnością, uspokojenie nastrojów, często gaszenie
konfliktów. Z tej analizy wyklarował się obraz sztywnego Śląska.
Czytaj więcej: Przemo Łukasik odpowiada prof. Pietrzykowskiemu po jego wywiadzie o Bytomiu: Bytom i berliński Kreuzberg to trafne porównanie
Ten sztywny Śląsk zaczyna mięknąć, ale w pewien charakterystyczny sposób. Widoczna jest trudność w szczerym otwarciu się na współdecydowanie z mieszkańcami, co wynika z relacji, jakie mają ze sobą włodarze miast w Metropolii. Wymiana poglądów na temat problemów z mieszkańcami często daje wiarę poszczególnym włodarzom w stary styl zarządzania miastem (prezydent, radni są głosem mieszkańców i w ich imieniu podejmują decyzję). W mojej ocenie topniejące lody wynikają z dużej presji otwierania danych publicznych i coraz większej świadomości obywatelskiej mieszkańców. Programy unijne wpływają wprost na potrzebę odpowiedzi na wskazane wcześniej przeze mnie wyzwania. Miasta mają stawać się odporne na zewnętrzne wstrząsy, czyli mają stawać się rezylientne. Miasta mają się cyfryzować, czyli mają stawać się inteligentne. Ogrom i skala trudności budują napięcie na linii włodarze (urzędnicy) – mieszkańcy.
„Czubak strzela sobie w kolano”
Czy Bytom jest miastem inteligentnym i rezylientnym? Według mnie tak. Bytom jest miastem inteligentnym dzięki swoim mieszkańcom, którzy potrafią wywierać wpływ na władzę i domagać się skupienia uwagi na potrzeby bytomian. Jednak to zjawisko jest marginalne w kontekście potrzeby wzmocnienia pozycji miasta w kontekście metropolii. No i tutaj jak bumerang wraca temat przemysłu na Śląsku, w tym górnictwa. Górnictwo według badaczy to jedna z tych gałęzi przemysłu, którą najtrudniej zreformować, zlikwidować. Szczególnie dlatego, że górnictwo to nie tylko przemysł. To także kultura życia. Bytom jako miasto górnicze wypracowało swoje kody kulturowe, które są bardzo silne i utrudniają poszukiwanie nowej drogi. Łatwo się pisze i mówi, że górnictwo upada to trzeba zamykać kopalnie, a ludzie muszą to zaakceptować. Trudniej jest już znaleźć odpowiedź na efekty społeczne, które ciągną się za tą jedną decyzją. Żeby miasto zbudowało swój sposób na radzenie sobie z kolejnymi silnymi wstrząsami (zamykanie kopalń, skutki zmian klimatu, migracje itd.) potrzebuje dobrej polityki wzmacniania społeczności lokalnych. Brzmi jak slogan, ale tutaj kluczowe jest wzmocnienie poczucia sprawczości. Czyli: kiedy mieszkańcy zwracają uwagę na coś, co im uwiera, co utrudnia im normalne funkcjonowanie, to władze miasta szukają sposobu na ułatwienie im rozwiązania problemu. Jeśli mieszkańcy wkładają ogrom pracy społecznej, żeby ratować obiekt, który określają mianem swojego symbolu, wartości, to włodarze szukają sposobu, żeby ten obiekt stanowił symbol mocy, a nie symbol upadku.
Oczywiście nawiązuję tutaj do EC Szombierki, obiektu, którego losy od zakupu przez firmę Fortum pokazują słabość władz miasta. Tutaj muszę wdać się w polemikę z Panem Czubakiem, który strzela sobie w kolano ignorując moc kulturową tych ceglanych ścian na Szombierkach. Obiekt widoczny w wielu ważnych miejsc w Bytomiu, o historii dotykającej wartości urbanistyczne, architektoniczne, technologiczne, tożsamościowe, feministyczne ma potencjał rozwojowy, a wszelkie problemy lokalizacyjne to wskazanie do działania a nie bariera dla działania. Póki co, obiekt jest dla mnie symbolem walki o zachowanie wyjątkowości miasta i dumy z tego, ze się jest mieszkańcem Bytomia.
„Młodzi bytomianie chcą się angażować”
Bytom może sobie poradzić z górniczymi kodami kulturowymi, bo ma bogatą historię przed górnictwem. Można sięgać do wcześniejszych kodów, choć to wymaga szczerości i gotowości zmierzenia się z bogatą historią. Ciekawa jest dla mnie przemiana, którą widać u młodzieży, biorącej udział w projektach społecznych Wolnego Stowarzyszenia Zielonych Artystów i Miasta Dla Mieszkańców. Przystępują do projektów, żeby mieć zwolnienia z lekcji lub dobre oceny, a na koniec doznają olśnienia, że Bytom wcale nie jest taki zły jak go postrzegali. Dla mnie to zawsze ten moment kiedy dociera do mnie jak mało rozumiemy nowe pokolenia. Dzisiejsi uczniowie to pokolenie żyjące w internecie, szukające wrażeń, akceptacji, miejsca na ziemi. Tymczasem Bytom ich nie dostrzega.
Zakłada się według starych schematów, że młodzi ludzie potrzebują pracy i miejsca do mieszkania. Założenia nie są weryfikowane badaniami. Obecnie wystartowałam z projektem TeenCity Lab w ramach MDM Bytom i etap badawczy projektu pokazał, jak ważne dla młodzieży jest bycie częścią społeczności, która ma wpływ na to co się dzieje w mieście. Chcą się angażować, ale nie wiedzą jak, kiedy, gdzie. Nie wynika to z ich lenistwa, ale przede wszystkim z przestarzałych, niezrozumiałych kanałów komunikacyjnych i nieadekwatnego do ich potrzeb języka komunikacji. W czasach, kiedy żyją w bardzo niestabilnym środowisku szkolnym (ciągłe zmiany zasad, programu nauczania, barku empatii, problemów psychologicznych, brakiem umiejętności społecznych itd.) nie można oczekiwać od nich samodzielnych inicjatyw na miarę wyzwań z jakimi mierzą się włodarze miasta. To grupa wymagająca ciągłego wsparcia ich wiary w siebie, sprawczości.
Myśląc o przyszłości Bytomia trzeba przede wszystkim wzmocnić tę grupę mieszkańców, choć nie jest to łatwe, bo żeby zbadać ich oczekiwania i potrzeby nie wystarczy użyć ankiety, trzeba stale rozwijać różnorodne programy angażujące młodzież w sprawy miejskie. Tutaj na pewno ciekawą inspiracją jest projekt Fabryka Kreatywnego Biznesu w Dąbrowie Górniczej. Jest to projekt, w którym młodzież projektuje biznesy pod okiem mentorów. Ważne jest, aby projekty odpowiadały na wyzwania Dąbrowy Górniczej i nawiązywały do potrzeb potencjalnych odbiorców.
„Co z tą sypialnią?”
Jestem architektką i urbanistką i pewnie oczekiwałoby się ode mnie, że opiszę potencjalne zmiany przestrzenne w Bytomiu. Obecnie Bytom ma duży potencjał, by stać się dobrym przykładem wdrażania idei miasta 15-minutowego. Nie tylko w Śródmieściu, ale w każdej dzielnicy Bytomia. W 2013 roku mieliśmy ambicje zaprojektować dla każdej dzielnicy „Rynek” tak, żeby każda z dzielnic mogła stworzyć samowystarczalną przestrzeń dla handlu, gastronomii, kultury. Wtedy było to nieosiągalne. Choć dzisiaj mam wrażenie, że to było nieosiągalne mentalnie. Szczególnie, że idea lokalnych centrów od 2016 roku jest skutecznie wdrażana w Warszawie, a w kontekście budowania silnych lokalnych społeczności okazuje się być ideą budującą lokalne wartości i tożsamość lokalną przez wykorzystanie działań infrastrukturalnych. Jest to też sposób na wzmocnienie lokalnych biznesów i wskazanie kierunków firmom sieciowym.
Wracam do wspomnienia naszego projektu „Rynków” dlatego, że niepokoi mnie obecna radość dotycząca nowych obiektów mieszkalnych np. na Stroszku, gdzie coraz trudniej zlokalizować centrum tej dzielnicy, tak aby wzmocnić wspólnotę lokalną przez działania urbanistyczne. To też okazja, żeby przestrzec przed zachwytem nad drobnymi inwestycjami, które pozornie zalepiają nasze braki. Jest ryzyko, że bez zadbania o planistyczne fundamenty Bytom zacznie się rozwijać w kierunku rozlewania się miasta, chaosu urbanistycznego, czyli w kierunku, którego musimy unikać, żeby nie stracić największych atutów urbanistycznych miasta (zwartej zabudowy, bliskości do najważniejszych funkcji miejskich, do komunikacji publicznej itp.).
Przestrzegałabym też przed polityką monofunkcyjnego miasta. Bytom jako sypialnia to znany pomysł, w którym atutem mają być ceny mieszkań i bliskość do innych miast. Ryzyko, jakie podejmujemy idąc w tym kierunku, to pozbawienie się możliwości budowania małych silnych, samowystarczalnych środowisk, które przetrwają w przypadku trudnych do przewidzenia sytuacji. Pozbawiamy się także szansy ograniczania ruchu samochodów, bo miasto sypialnia to miasto, z którego trzeba dojechać od pracy. Oczywiście multifunkcyjne centra lokalne to wrażliwość na lokalne potrzeby, odejście od generalizowania problemów całego miasta, wsparcie drobnych przedsiębiorców, wsparcie potencjału samopomocowego, poszukiwanie unikalnych cech tożsamościowych.
Jednak zdaję
sobie sprawę, że urbanistyka i architektura to dziedziny, które
odzwierciedlają stan społeczny i ekonomiczny gminy. Przyjmując ten
punkt widzenia doceniam kryzys ekonomiczny Bytomia, bo może dzięki
temu uniknęliśmy pomników architektonicznych na miarę Filharmonii
w Gorzowie Wielkopolskim, czy Areny w Gliwicach. Jest szansa na
odbudowę lub wzmocnienie więzi społecznych opartych nie na
kulturze górniczej, ale na nowych wartościach zidentyfikowanych w
procesie dialogu z mieszkańcami. Jeśli mieszkańcy będą wiedzieli
z kim mieszkają i jakiej przyszłości oczekują, to będą w stanie
świadomie i chętnie współtworzyć przestrzeń miejską i
decydować o zasadach kształtowania architektury w Bytomiu w
poszanowaniu docenianej historii miasta.
Sylwia Widzisz-Pronobis jest bytomską architektką i urbanistką, członkinią zarządu stowarzyszenia Miasto dla Mieszkańców Bytom
oraz byłą członkinią zarządu Kongresu Ruchów Miejskich.