Znów ubiegamy się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Wspominamy katowicką historię sprzed dekady i zastanawiamy się, czy ona ma szansę się powtórzyć?
Historia się powtarza, ale w nowym kontekście. Jesteśmy w innym miejscu pod względem myślenia o miastach kultury i w innym miejscu jeśli idzie o potencjał, który mamy do dyspozycji.
Kto dziś może na tym zyskać?
Zależy jak do tej inicjatywy podejdziemy i jak ją zrealizujemy. Mówiąc o mieście kultury nie można z pola widzenia tracić obydwu tych pojęć; podstawową kwestią jest łączenie myślenia o wydarzeniach kulturalnych z myśleniem o mieście jako szerszym, złożonym systemie. Kultura jest wartością samą w sobie, ale jest też częścią, a niejednokrotnie siłą napędową przemian jakie zachodzą w mieście. Zastanawiając się nad miastem kultury trzeba postawić pytanie o to, co może kultura kreować w kontekście rozwoju gospodarczego, przemian społecznych i postępu cywilizacyjnego. Czy wybierzemy takie propozycje, które z ESK uczynią swego rodzaju festiwal lub wielki event, czy też raczej postaramy się o wypracowanie programu wspierającego ożywienie miasta, autentyczną przemianę wizerunkową a przede wszystkim aktywizację społeczności lokalnej. Jeśli popatrzymy systemowo, to takie inicjatywy mogą nam pomóc w przyśpieszeniu ważnych dla naszych miast procesów.
Potrzeba realnej zmiany wizerunkowej
W Bytomiu?
ESK może być przyczynkiem do dyskusji o tym, czym mogą stawać się nasze miasta, czym ma być metropolia i czym ma być region. Warunkiem uzyskania korzyści z ubiegania się o ESK jest potraktowanie tej inicjatywy jako otwartego procesu, w którym wszyscy, jako mieszkańcy możemy wziąć udział. ESK nie obędzie się bez dużych wydarzeń. Jednak równie istotne mogą się okazać mniejsze przedsięwzięcia, inicjowane i realizowane oddolnie składające się na pewną „masę krytyczną” zaszczepiającą zmiany w mieście. Przede wszystkim chodzi o takie przedsięwzięcia, w ramach których mieszkańcy poszczególnych dzielnic i osiedli mogliby zaistnieć ze swoimi pomysłami i aktywnościami. Działania takie dają nadzieję, że pozostanie po nich coś więcej niż historia i dobre wspomnienia, a mianowicie wzmocnione zostaną relacje międzyludzkie oraz relacje między kulturą, a innymi sferami rozwoju lokalnego.
Czyli nie chodzi o to, by ściągnąć kilka gwiazd, za którymi przyjadą fani z całej Polski, a po koncercie i jedni, i drudzy zaraz wyjadą, ale by tu na miejscu zasiać ferment, który po imprezie nie zniknie.
Gwiazdy mogą i pewnie muszą być, ale niech w ślad za tym idą wydarzenia, które będą utrwalały wizytę tych gwiazd. Niech spektakularne eventy zapoczątkują szersze procesy, tworzą realną zmianę wizerunkową oraz przyczyniają się do ponownego odkrywania przez mieszkańców swojego miasta.
Katowice już raz tę lekcję odrobiły, chyba z niezłym efektem. Pytanie więc, czy akurat one powinny po raz drugi dostawać taką szansę, może warto było dać ją innym?
Gdyby zrobić przegląd miast, które otrzymały tytuł ESK, to zobaczylibyśmy, że są wśród nich miasta bardzo różne, zarówno metropolitalne jak też miasta kameralne. Katowice jako okręt flagowy? Dlaczego nie? Jest to miasto, które w ostatnich kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu latach wykonało wielką pracę zmierzającą do przemiany społecznej, ekonomicznej i przestrzennej. Warto więc na Katowice patrzeć jako na miejsce mogące być węzłem dla uaktywnienia i eksponowania potencjałów, które ma cała metropolia. Zachęcam do tego, aby nie patrzeć na Katowice jako na ośrodek konkurencyjny wobec swego otoczenia, czy wręcz wysysający z niego różne potencjały, ale jako na centrum obszaru funkcjonalnego o dużych możliwościach rozwojowych. ESK jest zresztą dobrą okazją do tego, by zadać sobie pytanie o komplementarność ośrodków w metropolii – nie tylko w dziedzinie kultury. Np. o rolę Bytomia, miasta, które zdecydowanie ma coś do zaproponowania swojemu otoczeniu, jak chociażby tradycję muzyczną, baletową, czy też ofertę Muzeum Górnośląskiego. Jeżeli popatrzymy na metropolię jak na układ komplementarny, to przesuniemy punkt ciężkości z wewnętrznej konkurencji na kooperację miast Metropolii. Katowice mogą stawać, także dzięki ESK swego rodzaju „szyldem”, pod którym realizowane mogą być także wydarzenia w innych miastach dopełniające program ESK.
To nie musi być gra o sumie zerowej
Jakoś od razu przypomniał mi się Kazik Staszewski śpiewający, że „gdy jeden je więcej - wtedy drugi je mniej”...
To nie musi być gra o sumie zerowej. To może być gra w której wszyscy wygrywamy pod warunkiem, że jesteśmy w stanie prowadzić jakąś wspólną politykę szanując specyfikę poszczególnych miast i ich mieszkańców.
Bytom. Czy kultura może je faktycznie odmienić, czy jednak najpierw musi być potężny impuls gospodarczy, za sprawą którego ludzie będą mieli czas i środki, aby zająć się takimi rzeczami jak kultura? Jako ekonomistę poproszę pana o realne odpowiedzi.
Nie da się takiej sekwencji wprost nakreślić. Pracuję obecnie nad strategią dla Bytomia i opinie formułowane przy tej okazji są bardzo różne. Część uczestników prac nad strategią mówi: najpierw dajmy ludziom pracę, a potem zajmujmy się potrzebami wyższego rzędu. Inni z kolei twierdzą, że duża część osób bezrobotnych trwale wypadła z rynku pracy i nie zamierza tam wrócić, bo urządzili się już w inny sposób. Punktem wyjścia musi się więc stawać raczej przemiana mentalna takich osób. Myślę, że w kontekście Bytomia kultura jest niezwykle ważna dla transformacji społecznej i gospodarczej jako dziedzina, która buduje aspiracje.
Co to znaczy?
Atrakcyjne miasto nie ma koncentrować się na spełnianiu oczekiwań, lecz na tworzeniu szans; ma być miejscem, gdzie moje aspiracje rosną, a nie tylko zaspokajane są potrzeby, czy oczekiwania. Takie miasto staje się silne pomysłami, energią i przedsiębiorczością swoich mieszkańców. Dziś w rozmowach z mieszkańcami podczas warsztatów strategicznych dużo więcej uwagi jest poświęcane jakości życia, jakości przestrzeni, czy oferty czasu wolnego niż relatywnie prostym, aczkolwiek ciągle ważnym kwestiom związanym np. z infrastrukturą techniczną. Czy kultura odmieni takie miasto jak Bytom? Sama w sobie zapewne nie.
Kultura tworzy równowagę
Czyli jednak cudu nie będzie...
Jest to jednak szczególna wartość która może nie tylko dopełniać, ale wręcz inicjować postęp ekonomiczny wpływając między innymi na postawy podmiotów lokalnych. Kultura tworzy pewną równowagę wspierającą trwałość rozwoju. Dzięki kulturze możemy lepiej rozumieć świat, łatwiej nawiązywać kontakty, jesteśmy bardziej otwarci na „nowe”.
Kiedy mówimy o Bytomiu, czy szerzej o miastach śląskich, to warto zwrócić uwagę na ich rytm życia. Katowice stają się miastem o rytmie metropolitalnym, całodobowym. Szereg innych miast Metropolii cechuje jeszcze rytm ośrodków przemysłowych. Styl życia mieszkańców i rytm życia miasta silnie wpływa na lokalny biznes, w szczególności możliwości rozwoju firm oferujących usługi spędzania czasu wolnego. Kwestię tę można widzieć jako jeden z celów ESK; może to być potężny impuls dla rozwoju hoteli, gastronomi, oferty turystycznej – nie tylko w Katowicach, ale w całej metropolii. Niech ludzie przyjeżdżający do Katowic dowiadują się też, co jest ciekawego w sąsiednich ośrodkach.
Niech jadą do Guido w Zabrzu i przejadą się wąskotorówka z Bytomia do Tarnowskich Gór?
Oczywiście. Oferta naszej Metropolii może być niezwykle bogata i atrakcyjna dla osób o bardzo różnych zainteresowaniach. Taką przestrzeń dla turystyki i czasu wolnego tworzy także sport. Nasz region może poszczycić się wieloma silnymi markami sportowymi. Miasta i regiony na takich markach budują swój wizerunek i ofertę. Każdy kto odwiedza np. Barcelonę widzi na każdym kroku symbole i sklepy klubu FC Barcelona, zaś muzeum klubowe należy do najnowocześniejszych placówek tego typu i odwiedzane jest przez miliony osób. Gdy Brytyjczycy organizowali olimpiadę w Londynie, to bardzo ściśle wiązali to przedsięwzięcie z przemysłami kreatywnymi. Myślę, że dla nas sport to jeszcze nie jest za bardzo sfera kultury. Jeżeli jednak kultura tworzy relacje, to cóż bardziej tworzy relacje niż sport? Gdzie jest więcej wiążących ludzi emocji?
Czy w poszukiwaniu sposobów na Bytom, bądź inne poprzemysłowe miasta nie jesteśmy nazbyt zwróceni ku przeszłości? Marzy nam się powrót do czasów kiedy Bytom był ponad 200- tysięcznym silnym ośrodkiem przemysłowym, a to se ne vrati i tak naprawdę powinniśmy raczej szukać sposobów na adaptację do nowych realiów demograficznych i gospodarczych?
Zgadzam się, że takie historyczne myślenie do niczego nie prowadzi. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że przemiany demograficzne trzeba postrzegać w kontekście układu funkcjonalnego. Bo jeśli popatrzymy na takie miasta jak np. wspomniany Bytom, ale także inne miasta Metropolii, to pod względem demograficznym faktycznie widać regres. Jednak ta miejska statystyka pokazuje tylko kawałek prawdy. Bo część z tych ludzi, którzy emigrują z miast pozostaje na obrzeżach Metropolii i oni dalej tutaj pracują, czy korzystają z usług. Analiza procesów demograficznych musi więc być prowadzona w aspekcie metropolitalnym, a sama metropolia musi zacząć być traktowana i zarządzana jako całość. To samo dotyczy gospodarki. Mówiąc o gospodarce Bytomia możemy odczuwać jakiś rodzaj sentymentu do tradycji górniczej. Czas jednak na nowe otwarcie: na tworzenie gospodarki opartej na wiedzy, sieciach relacji, złożonych łańcuchach kooperacji. A punktem wyjścia do takiego myślenia jest wzmacnianie współpraca w ramach Metropolii – między samorządami, firmami, czy instytucjami kultury. Kształtujmy w miastach swego rodzaju inteligentne specjalizacje, które będą składały się na strukturę gospodarczą Metropolii.
Rewitalizacja to proces, nie remont
Kiedy mówimy Bytom, to zwykle od razu pojawia się hasło: rewitalizacja. Nie brak opinii, że pod tym słowem tak naprawdę kryjemy zwykły remont i tak naprawdę nie ma co dorabiać do tego jakiejś ideologii.
W ostatnich latach wiele się w tym zakresie zmieniło. Faktycznie, przez pewien czas rewitalizację sprowadzano do remontu, odnowy elewacji, wymiany oświetlenia, czy termomodernizacji. Od roku 2015, to jest od pojawienia się ustawy o rewitalizacji, nacisk został położony na problemy społeczne. Chodzi o ich rozwiązywanie nie tylko poprzez inwestycje, ale też poprzez edukację, kulturę, budowanie aktywności i relacji społecznych. Jeżeli myślimy o rewitalizacji jako o remoncie kilkudziesięciu kamieniec, to faktycznie jest to wątpliwa sprawa. Ale jeśli jest ona traktowana jako proces, gdzie inwestycja jest początkiem, a potem pojawiają się jakieś aktywności, najlepiej nie instytucjonalne, ale obywatelskie, to wtedy ma sens. Warto pamiętać o znaczeniu słowa rewitalizacja – mówimy o procesie, którego celem jest wszechstronne ożywianie miasta oraz środowisk i wspólnot lokalnych. Choć oczywiście nie jest tajemnicą, że dla wielu samorządów ciekawsze są tzw. projekty „twarde”, infrastrukturalne które trwale widać w przestrzeni miasta.
Może i nacisk w ustawie na takie rozumienie rewitalizacji jest położony, ale w praktyce bywa różnie.
Na pewno czujemy niedosyt. Nie jesteśmy jeszcze zadowoleni ze skutków rewitalizacji, ale to dlatego, że skala problemów, z którymi się borykamy, dewastacji przestrzeni i tkanki społecznej jest na tyle duża, że to musi być proces odpowiednio dłuższy. Rewitalizacja w naszych miastach będzie jeszcze trwała.
W takim obywatelsko–aktywistycznym ujęciu rewitalizacja trwać będzie bez końca. Źle to, czy dobrze?
Dobrze. Świat się zmienia, procesy rozwoju społecznego postępują, przychodzą kolejne pokolenia, zmieniają się postawy ludzi. To tworzy twórcze niezadowolenie z miasta; Niech więc taka rewitalizacja, napędzana pomysłami mieszkańców trwa. Na pewno musimy w większym stopniu wciągać w ten proces biznes. Przykładowym polem takiego zaangażowania może być odnowienie specyficznej dla naszych miast tkanki mieszkaniowej. Nasze kolonie robotnicze nie muszą być sprowadzane do roli osiedli socjalnych. Ich potencjalna atrakcyjność jest zdecydowanie wyższa niż większości osiedli mieszkaniowych budowanych obecnie przez developerów. Przemiana Nikiszowca jest dobrą ilustracją ożywienia nie tylko przez inwestycje, ale także przez aktywności społeczne i kulturalne. Podobnie wysoki potencjał cechuje obiekty poprzemysłowe, które tak jak np. dawna Fabryka Scheiblera w Łodzi mogą być przekształcone w lofty. Wskazane działania przyczyniają się też do zachowania naszego dziedzictwa kulturowego i wzmacniania lokalnej i regionalnej tożsamości.
Miasto musi być szansą dla młodych
I przy tej wiecznej rewitalizacji, przyjdzie nam jeszcze zmierzyć się z transformacją. Czy starczy panu wyobraźni, aby sięgnąć do takiego punktu, kiedy przynajmniej jeden z tych procesów się zakończy?
Wystarcza mi wyobraźni do tego, żeby widzieć rewitalizację i transformację jako procesy bardziej zorientowane na tworzenie nowej jakości niż na rozwiązywanie istniejących problemów. Zawsze będzie tak, że pewne części miasta będą traciły funkcje, a inne będą się wzmacniały. I zawsze będzie tak, że pewne branże będą wchodziły w etap schyłku, a będą się pojawiały nowe, co będzie zwracać naszą uwagę na jakieś wątki transformacyjne. Wiemy już, że takie przemiany to nie tylko restrukturyzacja branżowa, ale też praca z ludźmi – przygotowanie mentalne i kompetencyjne do funkcjonowania w nowej rzeczywistości gospodarczej. W tym sensie transformacja będzie czymś permanentnym, choć pamiętajmy, że jesteśmy dziś w zupełnie innym punkcie niż na początku lat 90. XX wieku.
Na czym polega różnica?
Wtedy restrukturyzacja dotyczyła fundamentu struktury gospodarczej, dziś natomiast dotyczy tylko jej fragmentu, różnica jest więc duża. Na początku lat 90. XX wieku swego rodzaju dramatem było zmierzenie się z nową rzeczywistością, w której nie było już możliwe kontynuowanie modelu kariery zawodowej, będącej powieleniem rodzinnej tradycji; że nie będę mógł iść pracować na kopalnię jak mój ojciec czy dziadek. Dziś każdy młody człowiek dokonuje wyborów na własny rachunek. Nasza Metropolia i jej miasta stoją przed wyzwaniem, jak stawać się miejscem, gdzie młodzi ludzie będą mogli odnaleźć szanse dla realizacji swoich aspiracji i swojego pomysłu na życie.