Gdy prawie dziesięć lat temu Stefan Niesiołowski zakwestionował dane dotyczące ubóstwa wśród dzieci mówiąc, że sam musiał jeść szczaw i mirabelki, a teraz nikt tego nie je, politycy PiS wpadli w polityczny szał zarzucając jednej z prawdziwych legend „Solidarności” zupełny brak empatii. Minęło kilka lat i politycy PiS co rusz zaskakują nas coraz to nowymi przejawami buty i arogancji każąc zbierać chrust i chwaląc się skalą importu węgla z odległych państw.
Górnictwo – polityczne złoto PiS
Polskie górnictwo w pełni odzwierciedla wszystkie patologie, które wynikają z łączenia polityki z ekonomią. Z politycznego punktu widzenia PiS zrobił z górnictwa swoje polityczne złoto wpierw okłamując społeczeństwo, że nie będzie zamykać żadnych kopalń, a następnie wprowadzając nowomowę czyli „wygaszanie”. Nie może również umknąć fakt z jakimi zażyłymi stosunkami mamy do czynienia gdy widzimy wspólnie świętujących działaczy PiS i związkowców z „S” chociażby na majowych obchodach w Zakopanem, gdzie oprócz działaczy partii rządzącej nie mogło oczywiście zabraknąć arcybiskupa Jędraszewskiego, kapłana znanego z języka miłości, mówiącego o „tęczowej zarazie”.
Kroplówka dla kopalni a import węgla
Przez wiele lat nasze podatki szły na dofinansowanie kopalń oraz ich restrukturyzację. W tym samym czasie przez siedem lat rządów PiS import węgla, zwłaszcza z Rosji rósł jak na drożdżach jeszcze bardziej dołując branżę. Te siedem lat zostało w pełni zmarnowane. Rząd nadal pompował kroplówkę do górnictwa nie oczekując efektów. A polskie górnictwo może być efektywne pod warunkiem, że przestanie się finansować nierentowne kopalnie.
Rezerwa na trudne czasy? Nie w państwie PiS
Jednocześnie należy pamiętać, że w czasach koniunktury zbiera się rezerwy na trudne czasy. To znana prawda, ale jakże obca politykom PiS. Prawdopodobieństwo chęci podjęcia trudnych, ale potrzebnych decyzji nie leży w sposobie działania sprawujących władzę. Oni chcą skupiać się na „tu i teraz” i bezczelnie czerpać profity z sytuacji. Gdyby było inaczej nie przejedliby kilkudziesięciu miliardów złotych, które zainkasowali ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2. Środki te miały być przeznaczone bowiem na zieloną energię, tak obecnie potrzebną. Niestety zostały przeznaczone na kupowanie głosów ludzi.