W ostatnim odcinku cyklu głos zabrał Jan Kazimierz Czubak, były radny, przewodniczący Rady Miasta, prominentny działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej, onegdaj jedna z najważniejszych w naszym mieście osób, pełniąca między innymi funkcję pełnomocnika zarządu miasta do spraw segmentu lokalnego – cokolwiek by to miało znaczyć. Na gruncie politycznym stoimy oczywiście na antypodach, stąd też i do jego propozycji podchodzę z dużym dystansem. W mojej opinii nie tylko nie są one w żaden sposób odkrywcze, ale finalnie byłyby szkodliwe dla naszego miasta. Nie mogę zatem pozostawić ich bez polemiki. Ale najpierw trochę historii.
Oczywiście
nie mogę zgodzić się z narracją J.K. Czubaka, wedle której czasy
rządów SLD w Bytomiu to najlepszy czas dla naszego miasta. „Pozyskiwaliśmy wówczas ogromne pieniądze europejskie, a plac
Kościuszki doczekał się „nowej zabudowy” – jak określa
postawienie galerii handlowej w centrum miasta Czubak. Jak twierdzi:
„(…) bytomskie śródmieście wygląda lepiej, ale początkiem
tych zmian była Agora”. Nie wiem jak często J.K. Czubak bywa w
śródmieściu, ale chyba dawno nie przeszedł się ulicą Dworcową,
gdzie każdy, kto zdecyduje się podnieść wzrok w celu spojrzenia z
podziwem na umiejscowioną tam architekturę, naraża się na upadek
w wyniku nieostrożnego postawienia nogi na rozchybotanej, połamanej,
nietrzymającej się podłoża płycie chodnikowej.
Większość
zatem chodzi z oczami skierowanymi w dół i codziennie zapewne
obserwuje, pogarszający się wciąż stan trotuaru. Podobnie zresztą
jest z tzw. Placem Czerwonym zwanym oficjalnie Rynkiem. To, po
sprzedaży placu Kościuszki, kolejna sztandarowa inwestycja
rządzącego wówczas naszym miastem Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Ze świecą dzisiaj szukać kogoś, kto by ją pochwalił. Wybudowany
wtedy Rynek zaczął sypać się już kilka lat później, co nie
dziwiło nikogo, bowiem liczne niedoróbki widać było już w chwili
zakończenia jego budowy. Po zaledwie kilku latach zaczęły odpadać
płytki, zniszczeniu ulegać zaczęły schody, z których część
zlikwidowano, zastępując je kwietnikami. Jak komentował to
wówczas Marcin Hałaś w „Życiu Bytomskim”: „Rynki
średniowiecznych miast budowano tak, że przetrwały kilka stuleci.
Samorząd Bytomia u progu XXI wieku zafundował sobie Rynek, który
remontu i „łatania” wymaga już po 12 latach. O tempora, o
mores!”.
„Tombak zamiast złota”
Nie tylko jednak w kwestiach technicznych czy budowlanych bytomskie SLD zrobiło wówczas bytomian w bambuko. Także kwestie historyczne okazały się dla eseldowskich władz Bytomia zbyt trudne. Jak okazało się bowiem w roku 2020, dzięki złożonej przeze mnie interpelacji w sprawie fatalnego stanu reliktów pierzei zachodniej wkomponowanych w płytę Rynku, także i owe relikty nie okazały się reliktami! Z otrzymanej na swoje pismo odpowiedzi dowiedziałem się, iż „linia obrazująca przebieg pierzei zachodniej na płycie Rynku wykonana była z kamieni typu piaskowiec i stanowiła współczesną aranżację archeologiczną upamiętniającą znajdujące się przed II wojną światową zabudowania na przedmiotowym terenie. (…) Kamienie zlokalizowane na płycie Rynku nie były kamieniami zabytkowymi”. Ot, taki Barejowski „miś na miarę ówczesnych możliwości”. Tombak zamiast złota. Z litości nie wspomnę już o innej sztandarowej „inwestycji” okresu SLD czyli tzw. Kwartale, którego resztki wciąż straszą nas w ścisłym centrum naszego miasta. Tak wyglądał ów najlepszy dla Bytomia okres historii.
W zasadzie jedyną interesującą propozycją J.K. Czubaka było określenie przyszłości Bytomia jako sypialni. To propozycja zbieżna z tym, co już kilka lat temu postulował między innymi Mariusz Janas, będący wówczas kandydatem PiS na prezydenta Bytomia. Oczywiście zbieżna tylko na pierwszy rzut oka, stąd też warto przy niej zatrzymać się na chwilę, ponieważ wymaga ona szerszego nakreślenia tła i doprecyzowania szczegółów. A także zastanowienia się, czy ma to być cel sam w sobie, czy tylko kolejny etap, poprzedzający cel właściwy.
„Co z tą sypialnią?”
Jest dzisiaj oczywistym dla każdego, iż miasto Bytom traci swoje znaczenie. Stale zmniejszająca się liczba ludności, zły stan budynków, brak nowych, znaczących inwestycji czy nawet profesjonalnego stadionu piłkarskiego nie może napawać optymizmem. Owszem, w ostatnich latach, głównie dzięki dobrej współpracy z rządem Mateusza Morawieckiego, Bytom stał się beneficjentem olbrzymich dotacji finansowych, w tym wielu takich, które pokrywały konieczne inwestycje w 100%. Tak powstaje właśnie przedszkole miejskie w Miechowicach i nowe boisko KS Nadzieja Karb, tak powstało również boisko z placem zabaw przy SP27 przy ulicy Świętochłowickiej. Tak też zrewitalizowany i dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych będzie ciąg komunikacyjny Śródmieście-Rozbark. Ale nasze miasto nie może opierać się tylko o dotacje rządowe, które dzisiaj są, a których jutro może nie być. Potrzebny jest pomysł na przyciągnięcie do niego nowych mieszkańców, którzy tutaj zamieszkają i tutaj zostawiać będą nie tylko swoje podatki, ale również pieniądze w sklepach, lokalach usługowych czy knajpkach. I tutaj właśnie sensowna wydaje się koncepcja Bytomia jako miasta-sypialni, którego mieszkańcy pracują gdzie indziej, ale ich pieniądze zasilają budżet Bytomia i budżety lokalnych przedsiębiorców. Tyle tylko, że nie powinien to być cel, ale zaledwie pierwszy etap zmierzający do celu. Kolejnym etapem powinno być pełne utożsamienie nowych bytomian z miastem, w którym przyjdzie im żyć. O to, aby oni sami nie traktowali Bytomia, jako sypialni, ale aby Bytom stał się ich miejscem na ziemi.
Oczywiście nie osiągniemy tego, podobnie zresztą jak nie przyciągniemy nowych mieszkańców, bez odpowiednich inwestycji w architekturę, krajobraz, przestrzeń czy całą codzienność dnia powszechnego. Miasto, wedle popularnej definicji, jest bowiem jednostką osadniczą charakteryzująca się dużą intensywnością zabudowy, małą ilością terenów rolniczych, ludnością pracującą poza rolnictwem, a także prowadzącą miejski styl życia. Tym różni się od miasta-sypialni, iż to drugie, które proponuje nam właśnie J.K. Czubak, posiada co prawda rozwiniętą funkcją mieszkaniową i usługową w zakresie zaspokajania podstawowych potrzeb, ale jednocześnie odpuszcza sobie całkowicie wytworzenie innych istotnych funkcji miejskich. A tego chyba, dla Bytomia, nikt z nas by nie chciał.
„Po pierwsze, edukacja”
Stąd też ostatecznym celem, do którego musimy zdążać powinien być Bytom dostosowany do wyzwań XXI czy nawet XXII wieku. Niestety, tutaj kłania się od wielu lat brak realnej i sensownej strategii rozwoju Bytomia, a także odważnych wizji kolejnych włodarzy miasta, wychodzących z założenia, że najważniejszy jest PR, który pozwoli na wygranie kolejnej kadencji. Tylko, że tak dłużej się nie da. Jesteśmy dzisiaj w kluczowym momencie, który zdefiniuje politykę wielu państw, a co za tym idzie miast, na długie lata. Procesy zachodzące w Europie powinny być obserwowane i analizowane, a z analiz tych powinny wynikać konkretne propozycje na przyszłość. Tymczasem w Bytomiu problemem jest nawet powołanie Biura Projektów Strategicznych, które zajmowałoby się właśnie kreśleniem śmiałych planów i opracowaniem strategii rozwoju miasta.
Jak wiemy, pośród tzw. czynników miastotwórczych, znajdują się przede wszystkim czynniki społeczne i produkcyjne. Te pierwsze to m.in. przedsiębiorczość indywidualna i zbiorowa mieszkańców, drugie zaś to czynniki lokalizacji przemysłu, budownictwa, transportu oraz usług produkcyjnych. Bez tego o mieście sensu stricte mówić zatem nie możemy. Myślę, że jest to jasne szczególnie w Bytomiu, które już raz – w wyniku likwidacji przemysłu górniczego i hutniczego – upadło i podnieść nie może się do dzisiaj. Wbrew teoriom nie stało się wówczas miastem-sypialnią, ale, wobec braku alternatywy na rynku pracy, zaczęło się wyludniać. Z jednego z najbogatszych miast w Polsce staliśmy się, niemal z dnia na dzień, jednym z najbiedniejszych. Zatem myśląc o mieście, o jego rozwoju musimy postawić na biznes i przedsiębiorczość. Przedsiębiorczość jednak powinna być szczegółowo skonkretyzowana i odnosić się strategicznie do wyzwań przed jakimi stoi dzisiaj Polska, Europa i świat. Nie będzie chyba zaskoczeniem dla nikogo, że dzisiaj najbardziej rozwijającą się branżą, można by rzec branżą przyszłości, jest rynek usług teleinformatycznych, rynek IT. W ten właśnie rynek powinniśmy celować jako Bytom. Narzędzia ku temu są osiągalne dla nas już dzisiaj, są to na przykład laboratoria przyszłości, może to być lepsza, zdecydowanie ściślejsza współpraca z Polsko-Japońską Akademią Technik Komputerowych, bony na innowacje czy silne wsparcie dla szkół lub klas kształcących przyszłych informatyków czy mechatroników.
Aby jednak ten cel osiągnąć niezbędna jest stojąca na wysokim poziomie edukacja. Od tego zatem powinniśmy zacząć, tworząc wizję przyciągnięcia do bytomskich szkół młodych ludzi, którzy następnie powinni tu u nas otwierać swoje firmy, bądź też osiągać sukcesy. Czas zatem na realne spojrzenie na poziom edukacji i wyciągniecie wniosków. Czas na podjęcie konkretnych działań zmierzających do stworzenia w Bytomiu takiego systemu, który wsparłby uczniów w ich drodze do dorosłości. Czas na uświadomienie sobie, że stoimy w obliczu wyzwań, których nie podjęcie przekreśli szansę na przywrócenie świetności naszemu miastu. Mrzonki o miłym mieście-sypialni czy Bytomiu – centrum turystycznym cofają nas o lata świetlne wobec tych, którzy już zrozumieli, że nadszedł czas myślenia o tym, co będzie nie za rok, dwa czy pięć, ale za lat pięćdziesiąt. Pora sobie to uświadomić, zanim obudzimy się w mieście liczącym 30 000 mieszkańców.
Maciej Bartków jest bytomskim radnym (PiS), a także badaczem historii Śląska. Jest autorem m.in takich książek, jak „Tajemnica Szybu Południowego” czy „Werwolf na Górnym Śląsku”.
Czytaj więcej:
„Czego pan oczekiwał od prezydenta Wójcika? Miał pojechać do premiera Millera i domagać się, żeby kopalnie nie zostały zamknięte?”. Jan Czubak w „Musimy porozmawiać o Bytomiu”