Mówią,
że wojna zmienia wszystko. W Bytomiu?
Wszędzie.
Każdy z nas mierzy się z nowymi wyzwaniami, od pierwszego dnia
wojny. W Bytomiu przebywa już ponad 2,6 tys. uchodźców z Ukrainy,
dla których organizujemy bieżącą pomoc – w pierwszym etapie
konfliktu zbrojnego pomoc żywnościową i rzeczową, następnie
pomoc w postaci wypłaty świadczeń finansowych. Organizujemy
wsparcie tu na miejscu i wysyłamy do naszych miast partnerskich w
Ukrainie.
Organizujemy zakwaterowanie, oświatę dla ukraińskich dzieci,
próbujemy integrować je w zupełnie nowej dla nich rzeczywistości.
Mamy od dwóch miesięcy pełną mobilizację w szkołach, urzędach
i wielu innych instytucjach. Więc tak, wojna zmieniła wszystko.
Wojna
to koszmar, inne są też priorytety, ale trzeba patrzeć do przodu.
Myślicie, co zrobić z Ukraińcami, którzy będą chcieli tu zostać
na stałe?
To
jasne, że o tym myślimy. Wielu Ukraińców zostanie w Bytomiu, jak
i w innych miastach na Śląsku. Choćby dlatego, że nawet gdyby
wojna skończyła się dziś – część uchodźców po prostu nie
miałaby do czego wracać. Nie mają już swoich
domów i mieszkań.
Pyta pan o priorytety –
jednym z nich jest wdrożenie naszych gości w nasz rynek pracy.
Przyjechały do nas głównie kobiety, więc w grę wchodzą takie
obszary, jak usługi, handel, gastronomia, ale też oświata czy
służba zdrowia. W sektorze prywatnym było
to dość proste, bo
wystarczył paszport i oświadczenie. Czekaliśmy jednak długie
tygodnie na zmianę przepisów państwowych, aby podobne możliwości
miały np. miejskie instytucje. Ukraińcy chcą pracować. Pytani o
to, czego potrzebują, odpowiadają: chcemy pracy. A pamiętajmy też,
że i my ich pracy potrzebujemy. Zwłaszcza, że wśród
przybywających do nas uchodźców są też fachowcy, ludzie świetnie
wykształceni, których brakuje w wielu branżach naszej gospodarki.
Pracować
to jedno. Trzeba też gdzieś mieszkać. Jak zapewnić tym ludziom
dach nad głową, nie naruszając lokalnych potrzeb tych, którzy na
mieszkanie komunalne czekają latami?
Wbrew
pozorom, przy skali Bytomia, to może się udać. Dlaczego dziś w
Bytomiu trudniej niż kiedykolwiek znaleźć mieszkanie do wynajęcia?
Bo Ukraińcy, którzy do
nas przyjechali, też wynajmują je za własne pieniądze.
Są
też tacy, których bytomianie przyjęli pod swój dach. A wiemy, że
to stan przejściowy.
Zgadza
się. Dlatego też bacznie śledzimy zgłoszenia do Miejskiego
Ośrodka Pomocy Rodzinie, bo ta jednostka podpisuje umowy na
finansowanie noclegu i wyżywienia uchodźców. Ich liczba daje nam
wyobrażenie, ilu Ukraińców korzysta z takiej formy wsparcia. Do
tej pory w MOPR bytomianie złożyli 235 wniosków o wypłatę
środków na rzecz utrzymania przebywających w prywatnych domach
uchodźców z Ukrainy.
Jak
długo w Bytomiu czeka się na mieszkanie komunalne?
Od
momentu zapisania się do otrzymania mieszkania do remontu to ok. 5
lat. Jesteśmy w trakcie realizacji dużych inwestycji mieszkaniowych
– tylko w ramach działań rewitalizacyjnych w ciągu 2 lat
wyremontujemy z pieniędzy unijnych w sumie 50 kamienic w ścisłym
centrum miasta. W części z nich powstaną nowe mieszkania
komunalne. Jeśli zapowiedzi rządu o wsparciu, które mamy otrzymać
na pomoc Ukraińcom
się potwierdzą, również
na ten cel –
szybkie remonty miejskich zasobów lokalowych – powinniśmy dostać
pieniądze.
To
mieszkania, które zostaną wrzucone na rynek?
Tak.
Część z nich we wspólnotach, część w ramach zasobów
Bytomskich Mieszkań. Osobnym torem podąża
rynek deweloperów. W
Bytomiu buduje się dziś 9 nowych osiedli. Powtórzę: ta sytuacja
istotnie zmieniała się jeszcze zanim usłyszeliśmy o wojnie, bo
jednym z naszych celów w polityce miejskiej była poprawa warunków
i jakości życia.
Pamięta
pan program „Mieszkanie
plus”?
A
jest o czym rozmawiać?
Nie
bardzo. Chyba, że porozmawiamy o tym, jaką postać taki program
powinien mieć na Śląsku. „Miasto
plus” albo
„Kamienica plus” z funduszami na remonty pustostanów, których w
miastach Metropolii jest mnóstwo. Taniej i lepiej niż budowanie
kolejnego osiedla pod lasem, które trzeba jeszcze skomunikować.
Bez
wątpienia. Budownictwo indywidualne to jedno, ale na poziomie
systemowego wsparcia konieczne jest zadbanie o miasta, które
już istnieją,
a ucierpiały przez lata
m.in. wskutek eksploatacji przemysłowej. Pyta pan o program, to ja
wskażę kolejny problem. Mamy wciąż w Bytomiu kamienice o
nieuregulowanym statusie prawnym, w zarządzie przymusowym. Przepisy
są bardzo skomplikowane, procesy własnościowe toczą się bardzo
wolno. A zarząd przymusowy nie pozwala nam na nic więcej ponad
poniesienie niezbędnych wydatków, bo to inwestycja w prywatne
mienie. Wszyscy wiemy, że po blisko 80 latach spadkobierców tej czy
innej kamienicy w Bytomiu nie ma i już nigdy nie będzie. Ale
przepisy – albo raczej ich brak – wiążą nam ręce.
Czego
jeszcze potrzebuje Bytom w myśleniu o swojej przyszłości?
Konsekwencji.
Na wielu polach. Na przykład wzmiankowanej kwestii poprawy jakości
i potencjału życia, mieszkania w Bytomiu. Promowaliśmy
tę ideę hasłem
„Zamieszkaj w wielkim stylu”, bo w Bytomiu tak właśnie można
mieszkać i efekty są widoczne.
Udało
się powstrzymać odpływ ludzi z Bytomia?
Nie
mamy precyzyjnych danych, a brak realizacji obowiązku meldunkowego
utrudnia takie wyliczenia. Mogę jednak opierać się na informacjach
pośredników nieruchomości, którzy zgodnie przyznają, że takiego
boomu na mieszkania w Bytomiu jeszcze nie było. Wzrosły ceny,
jeszcze przed wojną,
a większość kupujących
jest spoza miasta. Mówiłem o konsekwencji, więc powtórzę: dzięki
działaniom w rozwój infrastruktury mieszkaniowej i infrastruktury
czasu wolnego Bytom ma szansę wracać do utraconej świetności –
udowadniając, że jest atrakcyjnym miejscem
do życia.
A
jest?
Tak.
Oferuje coś, o czym wiele innych miast Metropolii może tylko
pomarzyć. Jest wciąż dużym ośrodkiem z dobrze rozwiniętą
siecią szkół, szpitali, usług, terenów rekreacyjnych i terenów
zielonych… Z cenami nieruchomości najatrakcyjniejszymi –
porównując jakość – w całym regionie. Ma wszystkie atuty
miasta 15-minutowego – takiego, w którym realizacja wszystkich
potrzeb jest możliwa w zasięgu 15-minutowego spaceru. Tę rosnącą
atrakcyjność i wiarygodność Bytomia dobrze widać w relacjach z
inwestorami. Mogę wymienić co najmniej kilka firm, które parę lat
temu nie zdecydowały się inwestować w naszym mieście, po czym
zmieniły zdanie. Zapełnia się obszar Katowickiej Specjalnej Strefy
Ekonomicznej, mamy inwestycje deweloperskie i mnóstwo zapytań o
tereny inwestycyjne.
A
te inwestycje, których nie było… Nie było z jakiego właściwie
powodu?
Minione
kadencje samorządu w Bytomiu to była kumulacja złych decyzji,
chaosu organizacyjnego, braku wiarygodności… To wszystko sprawiło,
że Bytom stał się nieatrakcyjny dla inwestorów.
Dziś
szef KSSE, Janusz Michałek mówi: Bytom jest dobrym miejscem do
inwestowania. Może paradoksalnie powinien pan podziękować swoim
poprzednikom, bo dziś – gdy tereny w innych miastach się
zapełniają – Bytom ma szanse na lepsze jakościowo miejsca pracy.
Bo ma jeszcze w ogóle przestrzeń do inwestowania.
Cenię
sobie współpracę z prezesem Michałkiem – owocuje dobrymi
propozycjami inwestycyjnymi. Pamiętam pierwsze oferty inwestycyjne,
które trafiały do Bytomia, gdy jeszcze nie wszyscy widzieli w nas
wiarygodnego partnera. Delikatnie mówiąc, nie były zbyt ciekawe.
Kręciliśmy nosem i dziś – widząc nowe inwestycje w Bytomiu z
zaawansowanych technologicznie branż produkcyjnej i logistycznej –
mogę powiedzieć, że nasze kręcenie nosem było uzasadnione.
Ile
terenów Bytom ma do
odzyskania ze Spółki Restrukturyzacji Kopalń? Tych
poprzemysłowych.
Dużo.
Bardzo dużo.
Ale widzę postępy w
relacjach z SRK, po latach naprawdę trudnych rozmów o terenach, o
drogach i chodnikach w zasobach spółki, których nie miał kto
remontować. Uważam, że jeśli uda się w Polsce w końcu
odblokować pieniądze unijne, procesy przekształcania
poprzemysłowych terenów w tereny inwestycyjne zdecydowanie
przyspieszą.
O ile pamiętam, w takich sytuacjach SRK zwykle odsyłała samorządy do kolejki przetargowej: „Możecie sobie teren kupić i zrobić na nim, co chcecie”. To wciąż jest problem, bo decyzje dotyczące ważnych terenów, które powinny trafić do miasta, zapadają de facto w gabinetach ministerialnych. Powiem więcej: sporo poprzemysłowych gruntów w Bytomiu SRK od dawna próbuje bezskutecznie sprzedać. Bezskutecznie, bo to często grunty zdegradowane i nieskomunikowane. Więc współpraca z miastem przy uzbrojeniu tych terenów i ich skomunikowaniu jest konieczna w ramach sprawiedliwej transformacji.
Jakie
ma pan oczekiwania wobec rewitalizacji Bytomia?
Przede
wszystkim, wciąż gonimy stracony czas. Realizowany obecnie program
rewitalizacji został rozpoczęty za późno, z niedoszacowaniem
finansowym w wielu projektach, więc dziś to
głównie walka o
zachowanie tego, co dla Bytomia udało się wywalczyć. Pandemia,
drastyczny wzrost cen, brak wykonawców – to wszystko jeszcze
skomplikowało nasze plany. Główny obszar rewitalizacji, poza
Bobrkiem i Kolonią Zgorzelec, to Śródmieście.
Dlaczego
Śródmieście?
Bo
to nie tylko wizytówka miasta, ale obszar, który powinien pełnić
centrotwórczą rolę. Oczekiwania? Kluczowe, strategiczne to –
ożywienie centrum, zmiana wizerunku i budowanie tożsamości.
Dlaczego wszystkich tak interesuje remont ulicy Dworcowej? Bo to
główny, reprezentacyjny deptak, który buduje pierwsze wrażenie na
temat Bytomia po wyjściu z dworca PKP. Przez lata to wrażenie było
fatalne.
Tożsamość?
Mieszkańcy
Bytomia są najlepszymi ambasadorami miasta, dlatego chciałbym, aby
byli dumni z tego, jak wygląda ich miasto. Jak wyglądają
otaczające ich kamienice, uliczki, skwery. Żeby utożsamiali
się ze swoją małą
ojczyzną. Dlatego rewitalizacja nie powinna zakończyć się na
Śródmieściu, Rozbarku, Bobrku czy Kolonii Zgorzelec – w planie
mamy dalsze zmiany Gminnego Programu Rewitalizacji i objęcie nią
np. pohutniczych Łagiewnik.
Co
będzie symbolem tej rewitalizacji w Bytomiu?
Właśnie
Dworcowa. Deptak, reprezentacyjne, zabytkowe kamienice. To miejsce
przypomni o świetności Bytomia i może być impulsem do dalszych
zmian.
A
Rynek? Nienaturalnie duży, bez przedwojennego kwartału z ratuszem.
Ilekroć przechodzę przez „plac czerwony”, myślę sobie: może
by ktoś odbudował coś, co zabrały nam sowieckie armaty?
Rynek
na pewno wymaga przebudowy. Będziemy szukać na to pieniędzy. Nie
wiem, czy odbudowa zniszczonego kwartału jest jeszcze możliwa ze
względu na zmiany prawa budowlanego. Z całą pewnością ten plac
musi być bardziej przyjazny dla mieszkańców i odpowiadać na ich
realne potrzeby.