-
MephiR
-
Autor
-
Wylogowany
-
Administrator
-
-
Posty: 13647
-
-
-
-
|
Autonomia to dla Śląska sprawa życia i śmierci
Rozmowa z Kazimierzem Kutzem
2006-12-16, ostatnia aktualizacja 2006-12-15 18:54
Nie będę milczał, gdy Śląsk się okrada, gdy lansuje się negatywny stereotyp bogatego regionu, rozpanoszonych Ślązaków, w dodatku antypolskich i proniemieckich - mówi Kazimierz Kutz, senator i reżyser.
Aleksandra Klich, Józef Krzyk: Mówią o Panu śląski separatysta. Mają rację?
Kazimierz Kutz: Mylą autonomię z separatyzmem. Ja jestem za autonomią Śląska, nie za jego odłączeniem od Polski.
Dla wielu czytelników Pańskich felietonów w śląskiej "Gazecie Wyborczej" to to samo. Twierdzą, że buntuje Pan Ślązaków przeciwko Polsce.
- Nie. Autonomia to dla mnie samodzielne gospodarowanie na swojej ziemi, ale w obrębie państwa polskiego. Separatyzm to dążenie do oderwania regionu od kraju i stworzenia nowego państwa. Ja jestem urodzonym, a właściwie genetycznym autonomistą. Co prawda, gdy w 1929 roku się urodziłem, w Katowicach, śląska autonomia była już popsuta przez komisarycznego wojewodę Michała Grażyńskiego. No, ale była. Dla pokolenia moich rodziców, ludzi, którzy walczyli o przyłączenie Górnego Śląska do Polski, autonomia była warunkiem koniecznym i niejako oczywistym. Nie wyobrażali sobie innego statusu regionu.
Pana zdaniem powstańcy śląscy, tacy jak Pana ojciec, walczyli o autonomiczny Śląsk?
- Szybko zdali sobie sprawę, że Śląska nie da się ot tak przylepić do Polski. Bali się jej. Zbyt wielki był kontrast cywilizacyjny, zbyt duże różnice - gospodarcze, kulturowe, społeczne, obyczajowe - dzieliły Śląsk od Polski. Autonomia to była warstwa ochronna, dzięki której szok związany z przejęciem Śląska przez Polskę był mniejszy, niż mógłby być. To było zabezpieczenie przed strachem, przed odmiennością, innością. Dzięki autonomii Ślązacy mogli rządzić Śląskiem, region mógł się rozwijać w nowym państwie. Jej dobre owoce zbieramy do dziś. Ślązacy zyskali zabezpieczenie swojej etnicznej odrębności i separację od państwa niemieckiego. Mieli swobodę w kształtowaniu życia gospodarczego regionu; wolność ekonomiczna pozwoliła się regionowi swobodnie rozwijać. I podatki szły do własnego skarbu.
Dziś autonomia nie ma sensu. Śląsk jest naturalną częścią Polski, nie trzeba go do niczego przyklejać.
- Śląsk to jednak wciąż inna kraina niż pozostałe regiony Polski - i z tej perspektywy trzeba na nią patrzeć. To region, który przez wieki tułał się po Europie i powstawał w tyglu zachodnich kultur. Przylgnął do Polski i teraz, w kraju wolnym i demokratycznym, odżywa. Wyzwala się na nim energia obywatelska i poczucie inności. Przyszedł czas, by państwo rezygnowało z centralnego manipulowania, polonocentrycznej tradycji i praktyk, i poszło w kierunku demokracji zgodnej z duchem europejskim.
Górny Śląsk dba przecież o swoją tradycję i tożsamość. Młodzi ludzie uczą się tradycji regionu, poznają swoje korzenie, mają świadomość swej odrębności. Po co sztucznie tworzyć podziały między Śląskiem i Polską?
- Nie tworzę podziałów, one są. Tu nie idzie folklor, i trzeba przestać traktować Ślązaków jak szczep indiański na terenie Polski. "Pyk, pyk fajeczka" i Bercik z głupawego serialu, to już nie wystarczy. I jest uwłaczające. Nie ma rzetelnego podręcznika historii Śląska. Jej odmienność jest od dziesiątków lat pomijana lub tendencyjnie interpretowana. Poza tym historia Śląska została, zwłaszcza w PRL-u, całkowicie zakłamana. I stereotyp tego zakłamania panuje do dziś i pozwala traktować Śląsk dość przedmiotowo. Drastycznym przykładem tej "filozofii" rządzącej koalicji stało się arbitralne przesunięcie funduszy europejskich na lata 2007-13 przeznaczonych dla Śląska na biedniejsze regiony obrzeży wschodnich. Była to zapewne nagroda, bo to one przesądziły o wynikach wyborów do parlamentu i wyborów prezydenckich. Śląskowi zabrano ponad dwa miliardy euro! Oto przykład autorytaryzmu państwa.
To wariant korzystny dla uboższych regionów kraju. Te pieniądze są tam potrzebne.
- Jeszcze bardziej potrzebne są na zniszczonemu rozdrapanemu i wyeksploatowanemu, poprzemysłowemu Śląskowi. Wystarczy pojechać do Bytomia czy moich rodzinnych Szopienic. Druga sprawa: rządzący zmierzają do zahamowania rozwoju organizacji obywatelskich, do upartyjnienia i upaństwowienia wszystkiego, co się da. Proszę spojrzeć: od lat najlepiej radzą sobie na Śląsku te gminy, w których rządzą swoi, nie partie. Społecznicy, nie politycy. To ludzie, którzy sami decydują o tym, co dla ich mieszkańców najlepsze i osiągalne. Gdy na pograniczu tańsza woda jest w Czechach, to się porozumiewają i korzystają z niej, i odwzajemniają czymś, co po naszej stronie jest tańsze. Tymczasem upartyjnione pseudosamorządy dbają bardziej o partyjne i rządowe interesy. U takich "samorządowców" nie zawsze dobro ogółu jest na pierwszym miejscu. Ponadto wszelkie partyjniactwo ma skłonności kryminogenne. Dlatego niebezpieczeństwu centralizacji i upartyjnieniu trzeba się radykalnie przeciwstawić. Najlepszym antidotum jest zmierzanie do autonomii. To sprawa życia i śmierci dla Śląska.
Autonomia jednak fatalnie się w Polsce kojarzy. Może jest inne rozwiązanie? Na przykład negocjacje dotyczące innego podziału pieniędzy dla regionów? Rządzący na pewno rozumieją, że warto inwestować w region, który ma potężny potencjał i jeśli będzie silny, pomoże innym, słabszym i biedniejszym.
- Nie, innej drogi nie ma. Górny Śląsk nie może być cielęciem nieustannie prowadzonym na sznurku do rzeźni. Niech o mnie mówią, że jestem zakapturzony separatysta i co tam jeszcze. Nie będę milczał, gdy Śląsk się okrada, gdy lansuje się negatywny stereotyp bogatego regionu, rozpanoszonych Ślązaków, w dodatku antypolskich i proniemieckich. Kaczyńscy na tych frazesach opierają swoją politykę "państwa historycznego". W Senacie, gdy np. walczyłem o niezabieranie pieniędzy na likwidację ogromnego wysypiska chemicznych trucizn pod Tarnowskimi Górami, które zatruwają wody głębinowe wody pitnej i grożą niewyobrażalną katastrofą ekologiczną, słyszałem: "Wyście się już najedli, teraz przyszła nasza kolej". I zabrano pieniądze na inwestycje na Podlasiu. I tak jest co roku przy uchwalaniu budżetu, niezależnie od tego, jaka partia rządzi. Górny Śląsk od 1922 roku jest łupem historycznym.
Jaki ma Pan pomysł na wprowadzenie autonomii?
- Drogą naturalnego rozwoju demokracji i aktywności obywatelskiej. Możliwość osiągnięcia autonomii jest zawarta w konstytucji i może być naturalnym następstwem przejmowania władzy przez mechanizmy samorządowe, potem przez integrację na poziomie województwa i utworzenie struktury politycznej, która będzie rodzimą elitą polityczną, a w końcu wiarygodną reprezentacją parlamentarną. Będą to już ludzie młodzi, zakorzenieni w swojej ziemi. Oni będą najlepiej wiedzieć, co dla Górnego Śląska jest nieodzowne i jak nim rządzić. To oni doprowadzą do współczesnej autonomii Górnego Śląska.
Współczesna Europa staje się sumą naturalnych regionów, dawnej przestrzeni europejskiej i jej prastarych dzielnic, które dziś urządzają się w swoich państwach. Zgodnie z własną tradycją i kulturą regionalną. I wolą obywateli. Jak np. Walia, Szkocja czy autonomie w Hiszpanii. Górny Śląsk jest właśnie taką dzielnicą. Takim ostał się mimo swojej odmiennej historii, a może dzięki niej. Dlatego ma prawo eksponować swoją etniczną tradycję, swoją wolę stanowienia o sobie. Ma prawo zabiegać o autonomię. Dlatego nie możemy dać się zmajoryzować tendencjom państwa narodowego, wtrącającego się do wszystkiego i patrzącego nieżyczliwie na każdą myśl o odrębności. Myślenie o autonomicznym Śląsku nie jest myśleniem "przestępczym". Państwo jest z każdym dniem coraz bardziej nacjonalistyczne, a każda forma nacjonalizmu wiedzie do piekła na ziemi.
Nie lubi Pan polskiego państwa?
- Państwo nie jest do lubienia, ma służyć obywatelom. W ostatnich siedemnastu latach Ślązacy zaczęli oddychać wolnością i żyć na swoją miarę. Mają prawo współdecydować o swoim losie. Także brać władzę w swoje ręce. I za to można by Polskę polubić.
To wszystko można robić bez mówienia o autonomii.
- Można. Ale mówienie o autonomii ma doprowadzić do tego, by Ślązacy się obudzili, by zadbali o swoją samoistność, odrębność, by uświadomili sobie swą wartość i znaczenie w kraju i Europie. To jest trudne, bo Ślązacy nigdy nie mogli stanowić o sobie, zawsze byli kolonią. Mówienie o prawie do autonomii to samozdefiniowanie się - pierwszy krok do wyrwania się z niewolniczej mentalności. Trzeba powiedzieć sobie i innym jasno: to jest nasze, i mamy prawo tu rządzić.
Nie możemy zaprzepaścić szansy życia w Europie, w wolnym, demokratycznym i obywatelskim kraju. Kraju, który rozumie i ceni każdą odrębność, pozwala innemu żyć w spokoju i wolności. W kraju, w którym nie trzeba kłamać i żyć w strachu.
A czy nie lepiej zamiast drażnić resztę Polski mówieniem o śląskiej autonomii, walczyć o śląskie sprawy w stolicy, tak jak to robią inne województwa? Może nasi śląscy politycy sobie nie radzą?
- Walka w Warszawie o sprawy, o których tu mówię, jest dłubaniem w nosie. W upartyjnionej Polsce, ba, w partyjniackim parlamencie przechodzi zawsze interes większości politycznej. Śląscy parlamentarni są zakotwiczeni w partiach, a nie w społeczeństwie. Dlatego nie udało się w Sejmie stworzyć bloku - a nawet klubu - parlamentarzystów śląskich. Żadna partia do tego nie dopuści.
Czy nie boi się Pan, że autonomia narobiłaby dziś więcej złego niż dobrego? Dodatkowo zantagonizowałaby Śląsk z resztą Polski? Zresztą, przecież nawet mieszkańcy Śląska są w sprawie autonomii podzieleni. Mieszkają tu i autochtoni, i przyjezdni. Tym drugim autonomia może się nie podobać. Są mocno związani z Polską.
- Autonomii na Górnym Śląsku nie należy rozpatrywać w kategoriach grzechu. Nie jest nośnikiem zła. Wręcz przeciwnie: umniejsza tylko władzę państwa na korzyść demokracji obywatelskiej. Im mniej państwa - tym lepiej dla ludzi. Polacy mają w każdym miejscu takie same prawa i mogą korzystać z dobrodziejstwa demokracji wedle własnych doświadczeń i potrzeb. A także tradycji. Na Górnym Śląsku myślenie o autonomii jest sięganiem do własnych doświadczeń historycznych, niezbyt odległych zresztą. Oczywiście, odwołuje się przede wszystkim do Ślązaków rodowitych, ale jeśli okrada się Śląsk z pieniędzy, to jest to sprawa wszystkich mieszkańców tej ziemi. A przynajmniej tych, co już tu chodzą na groby bliskich.
Kilka dni temu pojawił się pomysł stworzenia z 17 śląskich miast Aglomeracji Śląskiej. Czy to potrzebne? To może być moloch, który przytłoczy region.
- Nie, wręcz przeciwnie. To krok we właściwym kierunku. Samoorganizacja na tym poziomie powinna była tu zaistnieć 17 lat temu. Dziś wymuszana jest przez Unię Europejską, która kieruje się filozofią samodzielności naturalnych regionów i lubi wielkie projekty. Górny Śląsk spełnia te warunki, bo jest regionem do tego stopnia zdewastowanym, że poruszył sumienie Europy.
Rozmawiamy w przededniu 25. rocznicy masakry w kopalni Wujek. Mówił Pan o tej tragedii, że przywróciła Śląsk Polsce. Jak Pan dziś to widzi?
- Dziś patrzę na bohaterów z kopalni Wujek przez pryzmat tragedii w Halembie. Na kopalni Wujek w 1989 roku rodziło się współczesne dobro Polski. W rewolucyjne przemiany świata wpisana jest często ofiara krwi. Widać, inaczej być nie mogło.
Zwęglone ciała 23 ludzi na kopalni Halemba podnoszą wymiar symboliczny pomnika pod murami Wujka. I podważają jego sens, skoro ćwierć wieku później chlusnęło kolonializmem sprzed 150 lat!
Państwo w państwie. Jak to było ze śląską autonomią
Przedwojenne województwo śląskie bardzo różniło się od reszty Polski. Było najbardziej rozwinięte gospodarczo i najbogatsze. Dzięki autonomii, którą gwarantował uchwalony 15 lipca 1920 roku przez Sejm Statut Organiczny, większość tego bogactwa zostawała na miejscu. Statut został przyjęty, gdy kwestia przynależności państwowej Śląska była jeszcze nierozstrzygnięta. Pomysł autonomii powstał, gdy stworzenie autonomicznego regionu Śląska zaproponowali Niemcy. Faktycznie autonomia zaczęła obowiązywać w 1922 roku (po przyłączeniu części Śląska do Polski).
Województwo śląskie posiadało własny skarb tworzony z podatków obywateli i innych opłat, a także z działalności gospodarczej. Skarbem dysponował Sejm Śląski. Tylko jedna dziesiąta część dochodów, zwana tangentą, była przekazywana do skarbu Rzeczypospolitej. Śląsk poza pokrywaniem kosztów utrzymania urzędników państwowych, wojska, części straży granicznej, nie partycypował w dochodach skarbu Rzeczypospolitej. Wszystkie wydatki finansował z własnego skarbu.
Sejm Śląski, złożony z 48 wybieranych w powszechnych wyborach posłów, miał szerokie uprawnienia. Jego ustawy nie mogły naruszać przepisów konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, ale poza tym we wszystkich sprawach życia regionalnego głos rozstrzygający należał do niego. Kontroli władz centralnych podlegały m.in. sprawy finansowe. Organem wykonawczym Sejmu Śląskiego była Śląska Rada Wojewódzka, na czele której stał powoływany przez Sejm Śląski wojewoda.
Oprócz statutu organicznego o odrębności Śląska decydowała polsko-niemiecka konwencja dotycząca obszaru plebiscytowego. Postanawiała ona, że na okres 15 lat (do 1937 roku) w województwie śląskim obowiązywać będą stare przepisy w dziedzinie górnictwa, handlu, ustawodawstwa pracy, ubezpieczeń społecznych.
|