Trwa przedwyborcza rywalizacja. Jej elementem są przedwyborcze sondaże. Jak je traktować? Jak sondaże, przeprowadzone na pół roku przed wyborami. Co z nich wynika? NIC NOWEGO. Po pierwsze ogólny tumiwisizm bytomian, brak zainteresowania sprawami miasta, a nawet wyrażeniem opinii. Po drugie brak zainteresowania wyborami samorządowymi. Po trzecie spora grupa osób, które na dzisiaj nie wie komu odda swój głos, zarówno w wyborach na prezydenta miasta, jak i na poszczególne komitety wyborcze.
Przechodząc do szczegółów, to warto zwrócić uwagę, że el presiedente dorobił się już dużego elektoratu negatywnego i że jest silny obojętnością niemałej części bytomian. Jego wynik jest niedoszacowany, sądzę że dla części respondentów, obciachem było przyznać się do popierania Bartyli. Pozostali “kandydaci” wypadli w zależności od sposobu przeprowadzenia sondażu, w tym od doboru osób i ich “zakwalifikowania”. O czym mówię? Chociażby o dołączeniu do nazwisk partii/ruchów politycznych, bez względu czy dana osoba już te poparcie posiada czy też nie (a wiemy że nie!).
A tak na marginesie to sondaże, sondażami, a tu trzeba się wziąć do roboty, bo inaczej MIASTO CZEKA KATASTROFA, bo kolejne 5 lat z Bartylą, to gorzej niż zrzucenie na Bytom bomby atomowej.