Rewitalizacja to temat rzeka, można o niej rozmawiać godzinami. Tak było dzisiaj na V Kongresie Ruchów Miejskich. Miejsce na tą dyskusję wybrano nieprzypadkowo – Dwie Wieże KWK Polska w Świętochłowicach. Jeśli ktoś nie był, polecam. Nie będę zanudzał sprawozdaniem ze spotkania, postanowiłem się jednak podzilić kilkoma refleksjami. Ponieważ nigdy nie ma pewności, czy wszyscy czytający te słowa wiedzą czym jest rewitalizacja, to gwoli przypomnienia jedna z definicji: kompleksowy proces wyprowadzania ze stanu kryzysowego obszarów zdegradowanych poprzez działania całościowe (powiązane wzajemnie przedsięwzięcia obejmujące kwestie społeczne oraz gospodarcze lub przestrzenno-funkcjonalne lub techniczne lub środowiskowe), integrujące interwencję na rzecz społeczności lokalnej, przestrzeni i lokalnej gospodarki, skoncentrowane terytorialnie i prowadzone w sposób zaplanowany oraz zintegrowany poprzez programy rewitalizacji.
Jakie zagrożenia zauważono w trakcie dyskusji?
Zacznę z bytomskiego podwórka czyli traktowanie rewitalizacji jako biznesu, okazji do zarobienia przez lokalnych, a zaprzyjaźnionych przedsiębiorców, niemałych pieniędzy. W krańcowym przykładzie, program rewitalizacji układa się pod oczekiwania biznesu wspierającego prezydenta. Pojawiło się również ciekawe sformułowanie glancowanie przestrzeni, czyli robienie wszystkiego. na tak zwany wysoki połysk, nie pozostawiając urokliwych miejsc lub nawet pojedyńczych artefaktów. Będąc przy słowach zwróciliśmy uwagę jak ważne w rewitalizacji jest umiejętność adaptacji do potrzeb lokalnej społeczności, do przyzwyczajeń, itp itd i związana z tym elastyczność. Szereg niebezpieczeństw niosą z sobą urzędnicy i to zarówno Ci bezpośrednio związani z procesem rewitalizacji, jak i Ci którzy winni ten proces wspierać. Dlaczego? Bo zdarza się w tej grupie, brak jest wiedzy, brak kultury współpracy, ale i kultury zarządzania, brak umiejętności pracy projektami i w zespołach zadaniowych, resortowość w podejściu do tematu, brak świadomości, że rewitalizacja jest dla mieszkańców.