Bytom - perła w popiele. Rozmawiamy z autorką książki o Bytomiu - "Ballada o śpiącym lwie", Agatą Listoś-Kostrzewą

"Ballada o śpiącym lwie", napisana przez Agatę Listoś-Kostrzewę, to reportaż o historii i teraźniejszości Bytomia, a zarazem pierwsza od 14 lat książka traktująca o Śląsku, napisana przez autora "z Polski", a nie rodzimego. Przeczytaj rozmowę z autorką reportażu, w której mówi dlaczego zdecydowała się napisać właśnie o Bytomiu, czy bytomianie okazali się pomocni w zbieraniu materiałów o mieście i czym urzekł ją Bytom, a czym odrzucił.

Katarzyna Pachelska/bytomski.pl
Ballada o śpiącym lwie, książka

W najbliższym czasie odbędą się dwa spotkania autorskie poświęcone "Balladzie o śpiącym lwie":

3 listopada 2021 r, godz. 17.00, Teatr Rozbark, Bytom

4 listopada 2021 r., godz. 17.00, księgarnia Dopełniacz, Chorzów, Rynek

Rozmowa z Agatą Listoś-Kostrzewą, autorką książki - reportażu o Bytomiu "Ballada o śpiącym lwie", która ukazała się nakładem wydawnictwa Dowody na Istnienie.

Bytomski.pl: Dlaczego zdecydowała się pani napisać książkę-reportaż właśnie o Bytomiu? Co jest, pani zdaniem, takiego ciekawego dla reportażystki w tym mieście?

Agata Listoś-Kostrzewa: Temat zaproponowało mi wydawnictwo, natomiast nie był on zawężony do konkretnego zagadnienia czy okresu historycznego. Bytom ma niezwykle bogatą przeszłość, nie tylko ze względu na to, że istnieje od średniowiecza, ale również dlatego, że tak wiele razy historia brała tu duży zakręt. Próbowałam zebrać jak najwięcej informacji i ze stosów materiałów wyłuskać tę historię, którą mogłabym opowiedzieć o mieście. Okazało się, że jest tu tyle ciekawych wątków, że z wielu z żalem musiałam zrezygnować, bo książka i tak już znacznie się rozrosła. Punktem wyjścia była oczywiście historia Bytomia, ale w pewnym momencie stała się ona tylko tłem dla innych opowieści, które wyszły na pierwszy plan, na przykład dzieje śląskich rodów, historia rozwoju przemysłu i późniejszej eksploatacji pod miastem, okraszona technicznymi zagadnieniami. Niesamowicie ciekawa jest również współczesna historia miasta, w którym jak w soczewce skupiają się problemy niemal całego regionu przemysłowego.

Co panią najbardziej zdumiało, zaciekawiło podczas prac na tą książką?

Chyba ta niejednorodność miasta była dla mnie najbardziej zadziwiająca, bo Bytom zaskakiwał mnie wiele razy, kiedy wędrowałam po jego zakamarkach. Zaskakujące było to, jak wiele jest tu przepięknych kamienic, budynków, które ze sobą kontrastują stylami, jak wiele niepozornych obiektów skrywa w sobie niesamowite wnętrza. Ten kontrast działa też w drugą stronę, gdy wchodzi się w podwórze pięknej kamienicy, a tam zaczyna się już inny świat. Intrygujące dla mnie były też te wszystkie tereny poprzemysłowe, hałdy, pozostałości zakładów, które wyglądają jak strup w miejskiej tkance, a przy tym ogromne przestrzenie zielone, z unikatową fauną. I to wszystko w granicach jednego miasta! Zdumiewające było również to, jak te same historie można opowiadać z różnych punktów widzenia, w zależności od tego, kto o nich mówi. Spotykam się z podobnymi reakcjami na moją książkę, z której wyłania się pewien obraz miasta i ten widok dla czytelników potrafi być nawet skrajnie różny.

Czy bytomianie okazali się pomocni w pracach nad książką, czy łatwo dało się ich namówić do współpracy?

Tak, byli bardzo pomocni. Bez ich opowieści ta książka nie miałaby szans powstać. To ich zaufanie i historie, którymi się ze mną podzielili są jej istotą. Choć przyznaję, że początki były trudne. Mój znajomy, który ma rodzinę w Bytomiu, jak dowiedział się nad czym pracuję, powiedział: „ty się tam nigdy do końca prawdy nie dowiesz”. To mnie uzbroiło w pewną czujność i faktycznie towarzyszyło mi czasem to poczucie, że do pewnych tematów nie zawsze byłam dopuszczona, jak choćby poplątane często wojenne losy przodków czy pewne kwestie związane z eksploatacją pod miastem. Były też osoby, które wprost odmówiły rozmowy ze mną, bo przyjechałam z Warszawy i istniało ryzyko, że opowiem te historie w stereotypowy sposób, albo odmawiali dlatego, że był już ktoś przede mną, kto przedstawił ich w niekorzystnym świetle. Niektórych namawiałam wielokrotnie i w końcu się udawało. Bardzo zależało mi na spojrzeniu na miasto z perspektywy mieszkańców. Starałam się zwłaszcza na początku rozmów nie zadawać zbyt wielu pytań, nie sugerować miejsc, do których pójdziemy, tylko poczekać na ich opowieść, dać się zaprowadzić w miejsca, które są dla nich ważne, bliskie. Przez jakiś czas byłam tylko tym przysłowiowym mikrofonem podstawionym rozmówcy, żeby sprawdzić, gdzie on mnie poprowadzi, na co zwróci mi uwagę, jak rozłoży akcenty w całej tej opowieści, co dla niego jest ważne w tym mieście, w jego historii, a dopiero później zadawałam pytania.

Jak pani sądzi, w jaki sposób ludzie "z Polski" postrzegają Śląsk i Ślązaków? Czy nadal jesteśmy dla nich czarną krainą z dymiącymi kominami, czy ten stereotyp odchodzi już w niebyt?

Spotkałam się i z jednym i drugim spojrzeniem na Śląsk. Pewnie dużo zależy od konkretnych osób. Jedni wciąż utożsamiają Śląsk z węglem, kominami i ciężkim przemysłem, a inni dostrzegają ciekawą architekturę, niesamowite zabytki techniki, bogatą ofertę kulturalną, znają przyrodnicze atrakcje Śląska i mają tę świadomość, że przemysłowy Śląsk jest również zielony. Jedni mówią, że Bytom to zniszczone miasto, a inni opowiadają o jego atutach, lokalizacji, tanich mieszkaniach, niebanalnej architekturze. Ostatnio po spotkaniu autorskim w Katowicach rozmawiałam z kilkoma młodymi osobami, które kupiły mieszkania w Bytomiu, żeby uniknąć gigantycznych kredytów z jednej strony, ale z drugiej strony zauważają ten potencjał miasta, jego piękne kamienice, ciekawą historię. Mówią o Bytomiu – „perła w popiele” i wróżą mu hipsterską przyszłość, podobną do tej którą ma kultowy Prenzlauer Berg, dawniej robotnicza dzielnica Berlina, która przyciągnęła do siebie artystyczną bohemę.

Jakie miejsca w Bytomiu najbardziej się pani spodobały, a jakie najmniej?

Najbardziej podobały mi się te nieoczywiste miejsca, pozornie nieatrakcyjne. Próbowałam odwiedzić wszystkie poprzemysłowe zakamarki, dziś już raczej zapomniane, jak choćby pozostałości po hucie Zygmunt, czy dawne szyby kopalni Miechowice albo kopalni Szombierki. To była niesamowita przygoda, móc odkrywać te resztki starych zakładów, hałdy, stare kopalniane szyby, podziemia. Tam też często prowadziła mnie opisywana historia i ślady, które pozostawili po sobie historyczni bohaterowie. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie zwłaszcza elektrociepłownia Szombierki, której wielkość wręcz onieśmiela. A jak się przyjrzeć jej przemyślanej architekturze, tym pięknym detalom, to chyba nie da się już zapomnieć tej wizyty. Do EC Szombierki wracałam z resztą wielokrotnie i myślę, że ten obiekt ma w sobie coś przyciągającego. Lubiłam też wracać na Bobrek, który architektonicznie jest bardzo obiecujący, choć widać na murach upływ czasu. Urocza jest też Kolonia Zgorzelec, nie tylko ze względu na zaciszne miejsce, ale też sposób wykorzystania tej przestrzeni. Ktoś wyniósł z domu fotel, stolik, ustawił przy zadbanym ogródku. Wyglądało to sielankowo, choć zdaję sobie sprawę, że samo mieszkanie tam może nie być aż takie beztroskie. Magiczny jest też dawny pałac Thiele-Wincklerów, choć bardziej niż do odnowionej oficyny ciągnie mnie do tych ruin rozrzuconych obok. Lubiłam też te malownicze uliczki z secesyjnymi kamienicami, ale może mniej już ich podwórza i zaplecza, choć muszę się przyznać, że nawet bardziej niż te świeżo odrestaurowane budynki podobały mi się te, które zdradzały swoją przeszłość, na których widać było ślady użytkowania, pęknięć, bo właśnie z nich wyglądała do mnie ta historia i kusiła, żeby się dowiedzieć co tam się wydarzyło.

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon