Beata Pacut rozpoczęła nowy sezon pod koniec stycznia. Grand Slam w Almadzie pozostawiło spory niedosyt, bo judoczka Czarnych Bytom ostatecznie zajęła piąte miejsce. 26-latka jednak mogła potraktować ten wynik jako motywację do jeszcze cięższej pracy.
Efekty przyszły już po kilku tygodniach. Bytomianka tym razem pojechała do Tel-Awiwu na kolejny turniej z cyklu Grand Slam. Już w fazie grupowej pokazała, że jest świetnie dysponowana, pokonując Yelyzavytę Litwinienko o Karen Stevenson.
W finałach Pacut na początek zmierzyła się z Giorgią Stangherlin i udało jej się pokonać Włoszkę. Do pełni szczęścia pozostało już tylko starcie z Aliną Boehm, które reprezentantka Czarnych Bytom także wygrała i sięgnęła po złoty medal.
- Najbardziej cieszy mnie fakt, że walczyłam do końca w każdym pojedynku i nie odpuszczałam. Zawody w Izraelu to prawdziwy rollercoaster od samego początku. W pierwszej walce z Ukrainką Yelyzavetą Litwinienką dostałam 3 kartki, które zakończyłyby mój występ. Jednak sędziowie odwołali decyzję, a ja się nie poddałam, walczyłam do końca i ostatecznie wygrałam i z tą rywalką, i z kolejnymi - komentuje judoczka na stronie pzjudo.pl.
Wiadomo już, że Beata Pacut odpuści Grand Slam w Tbilisi, który odbędzie się pod koniec marca. Bytomianka celuje w zawody z tego cyklu, które odbędą się w dniach 1-3 kwietnia w tureckiej Antalyi.