Mowa o niewielkim młynie turbinowym stojącym w sąsiedztwie bazy firmy Ramirent przy ul. Siemianowickiej, niecałe 300 metrów od granicy z Piekarami Śląskimi. To drobny, jednoizbowy "domek". Z jego dachu wyrasta maszt wiatraka, który można było dostosowywać do kierunku wiatru. Młyn przed około piętnastoma laty przeniosła z Podbeskidzia do Bytomia firma PERIBA. Niestety bytomski oddział spółki przeniesiono do Chorzowa, a teren przy Siemianowickiej wydzierżawiono. Od tego czasu młyn zaczął podupadać. Z jego szczytu zniknął wiatrak, skradziono rynny, w dachu powstały dziury, a wokoło obrosła go wysoka trawa. Wciąż jest jednak jeszcze w przyzwoitym stanie.
Poszukując informacji na jego temat skontaktowaliśmy się z chorzowskim skansenem, Muzeum Górnośląskim oraz biurem wojewódzkiego konserwatora zabytków. Okazało się, że żadna z powyższych instytucji nie wiedziały, że w Bytomiu znajduje się taki obiekt. Dziwi to tym bardziej, że tego typu budowli zachowało się niewiele i młyn z Siemianowickiej jest prawdziwym rarytasem. Po naszej informacji Miejski Konserwator Zabytków przystąpił do rozpoznania obiektu. Podobnie Górnośląski Park Etnograficzny - Przemysław Nocuń, pełnomocnik dyrektora, zapewnił nas, że muzeum niezwłocznie rozpocznie prace dokumentacyjne i nie wykluczył, że może być zainteresowane przeniesieniem młyna do Chorzowa. Drewniany budynek prędzej czy później może zniknąć z terenu Bytomia, gdyż jego obecny właściciel od pewnego czasu chce go sprzedać. Urząd Miejski nie zajął jeszcze stanowiska, czy gmina byłaby gotowa odkupić młyn.
Ważą się także losy ostatniego drewnianego kościółka w naszym mieście. Aby uchronić go przed całkowitym zniszczeniem, parafia ewangelicka podjęła decyzję o przeniesieniu go do chorzowskiego skansenu. Władze miasta deklarują jednak chęć zachowania go w Bytomiu. Planowane jest w najbliższym czasie spotkanie na ten temat prezydenta Damiana Bartyli z Tadeuszem Surmanem, biskupem diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Niestety nie podjęto jeszcze żadnych wiążących decyzji, natomiast czas działa na niekorzyść kościółka, który z dnia na dzień popada w coraz większą ruinę.
Z krajobrazu miasta znika coraz więcej drewnianych domów mieszkalnych wybudowanych przed II Wojną Światową, a będących często mylonych z domkami fińskimi. W rejonie ul. Północnej wiele z nich padło ofiarą szkód górniczych i jest stopniowo rozbieranych. Często dochodzi również do zatracania ich specyfiki poprzez demontaż drewnianych desek z elewacji i docieplanie ścian zewnętrznych styropianem.