Jak zaczęła się pańska przygoda z fotografią?
Fotografią i spoglądaniem na świat przez pryzmat uczuć zaraził mnie mój brat. Zaciekawił mnie spacerami z aparatem, zdjęciami, jakie publikował i radością, jaką mu to dawało. A co bardzo bolesne, ale zarazem cenne - pasja, którą pokochałem, to jedna z najcenniejszych rzeczy, jakie mi zostawił po sobie... Codzienne hobby stało się i moim sposobem spędzania wolnego czasu. Był to czerwiec 2010 roku - miesiąc po zakończeniu szkoły rozpocząłem pracę w jednym z tarnogórskich hipermarketów. Po przepracowanym miesiącu nadeszła długo wyczekiwana pierwsza wypłata i jakby zrządzeniem losu, przychylnością nieba - trafiła się wyprzedaż sprzętu fotograficznego. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy kupiłem swój pierwszy aparat. Był to zupełnie zwykły i bardzo tani aparat kompaktowy typu "małpka", który służył mi do wdrożenia się w świat zdjęć, kompozycji i uwieczniania chwili. Zrozumiałem teraz, że nasz los już z góry jest zaplanowany, a my jedynie wpadamy w tak zwane "sidła życia".
Co pana najbardziej inspiruje?
Trudne pytanie, można by długo wymieniać i się zastanawiać, czy tak jest naprawdę. Myślę, że dla mnie inspiracją jest przede wszystkim natura i zjawiska jej towarzyszące. Ta wszechobecna cisza, spokój i naturalność chwili wyzwala moc emocji i uczuć, które staram się przelać na każde zdjęcie. Dlatego najbardziej urzekają mnie poranki, wschody słońca, gdy wydaje się, że część ludzi jeszcze śpi, część ludzi zmierza do pracy, a ja mogę tworzyć i zapisywać na karcie kolejne zdjęcia. Po powrocie do domu opublikować zdjęcia na stronie, dopisać swoje przemyślenia opisujące chwilę ze zdjęcia i podzielić się tym ze wszystkimi dookoła. Wspaniałe jest uczucie, że ma się dla kogo tworzyć i razem budujemy coś fantastycznego.
Które miejsca województwa śląskiego uważa pan za najbardziej atrakcyjne z punktu widzenia fotografa?
Moje kochane Tarnowskie Góry, ile to razy krążyłem po tych uliczkach i zaułkach. Jest wiele magicznych miejsc, które są tak naprawdę wizytówką tego miasta. Jeśli chodzi o atrakcyjność naszego województwa pod kątem zdjęć, to moje serce skradł Świerklaniec, a dokładniej tamtejszy park, który o każdej porze dnia i roku wygląda zupełnie inaczej, jakby zawsze przyodział najpiękniejsze kreacje. A od niedawna odkrywam magię spokoju, natury i pięknych miejsc w Kaletach, a na szczególną uwagę zasługuje Zalew Zielona i magiczny wiatrak, który o wschodzie pięknie rozświetla się w promieniach słońca i przenika go poranna mgła unosząca się nad wodą. Prawdziwa oaza spokoju i w dodatku tak blisko.
Jaka historia wiąże się ze zdjęciem, które mogliśmy oglądać niedawno na łamach "National Geographic Traveler"?
Zdjęcie, które niedawno zostało opublikowane na łamach magazynu National Geographic Traveler udało mi się zrobić nad zalewem Nakło-Chechło o poranku. Słońce pięknie współgrało z krajobrazem, wędkarz na łódce wyłonił się z delikatnej mgły, a w dodatku drapieżny ptak postanowił wzbogacić kadr swoją obecnością, ukazując poranne polowanie. To już czwarty raz, gdy moje zdjęcie zjawiskowo pięknego Górnego Śląska trafia do magazynu NG, ale za każdym razem czuję wielką radość i dumę - jakby to było pierwszy raz i zaczynało się piękniejsze życie.
Co uważa pan za swoje największe osiągnięcie?
Trudno zdecydować, jak jeszcze w głowie tyle marzeń i planów. Jednak największym osiągnięciem jest odnalezienie swojego miejsca, pasji w tym jakże szalonym życiu. Dzięki niej mogę poczuć się szczęśliwy, silny i mam sposób na ucieczkę od rzeczywistości. Nagrody i wyróżnienia bardzo cieszą, ale to właśnie odnalezienie siebie najbardziej cieszy, bo wiem, w którym kierunku podążać i pozostaje tylko prosić Boga, żeby los sprzyjał.
Czy ma pan plany związane z dalszym rozwojem swojej fotograficznej kariery?
Oczywiście. Przez pandemię plany stanowczo muszą poczekać i uzupełniam czas pobliskimi plenerami, staram się dotrzeć do każdego fana fotografii i natury. Jednak jak tylko przeminie w pewnym chociaż stopniu ten dziwny czas pandemii i ograniczeń, pragnę zorganizować wystawę, która będzie zderzeniem fotografii i muzyki granej na żywo. Zaprosić wszystkich do wspólnego spędzenia czasu. A później ? Oczywiście odkrywanie nowych miejsc w Polsce, powrót do tych, które darzę szczególnym sentymentem, a na mapie moich fotograficznych marzeń jest również Wiedeń i Rzym.
Co poradziłby pan osobom, które dopiero zaczynają poznawać tajniki fotografii?
Wszystkich, którzy zaczynają przygodę z fotografią, którzy jeszcze szukają swojego "JA", chciałbym zachęcić z całego serca, aby zdjęciami odkrywać siebie. Nie bać się uczuć i połączyć je z wiedzą fotograficzną i zasadami kompozycji zdjęć, a będzie to wspaniały związek na długie lata, a może na całe życie!
Fot. Maciej Goryl fotografia