"GODEJ. W trudnej relacji lub po rozstaniu" to słowniczek, kery pomoże Ci głośno ryknąć i zrozumieć jak ftoś na Ciebie rycy w związku - zachwala swoją pierwszą książkę Mateusz Ledwig.
"Oddaję na Wasze ręce tego mojego małego kochanego bajtla, tego mojego dzidziusia, Brajanka najukochańszego, pierwszą książkę, a właściwie, słowniczek, potoczny słowniczek ślonskiej godki. Jest bardzo specyficzny, każda litera alfabetu to jedno słowo, z opisem i przykładem użycia. W tej książeczce wszystkie słowa odnoszą się do relacji w związku, tej trudnej, obecnej, albo zakończonej, z ... EX." - pisze Mateusz
Książka z intensywnie żółtą okładką właśnie wyszła z drukarni, można ją już zamawiać w preorderze, kosztuje teraz 29,90 zł (jej cena okładkowa to 44,90 zł). Oprócz tego Mateusz obiecuje, że podpisze każdy egzemplarz zamówiony we wcześniejszej wysyłce. Książkę można zamówić tu: roobens.pl/godej
Rubens był z Bytomia, a Ledwig - z Piekar Śląskich
Ledwig pochodzi z Piekar Śląskich, i właśnie tam nauczył się godać, jako mały bajtel. - Do liceum chodziłem w Bytomiu, do tzw. "Sikoraka" i tam się tak zakręciłem na punkcie tego, jak zupełnie inaczej godomy, akcentujemy, rycymy na Rudzie, na Górach, w Świętochłowicach, że postanowiłem... założyć Rubensa - wspomina początki swojej popularności.
Gdy już założył profil Rubens był z Bytomia, to zrobił się na niego szał w internetach. Na początku zamieszczał ilustracje - obrazy tytułowego Rubensa, z żartobliwymi napisami po śląsku. Później powstała linia ubrań z hasłami i ilustracjami znanymi z Rubensa, kubki i plakaty oraz biżuteria sygnowana przez Roobensa.
Rozmowa z Mateuszem Ledwigiem, twórcą marki Roobens/Rubens był z Bytomia, o jego pierwszej książce
Bytomski.pl: Dlaczego słowniczek dotyczy tylko trudnej relacji lub sytuacji po rozstaniu?
Mateusz Ledwig: Hmm... Nie wiem czy tylko. Mimo tak, wydaje się, zawężonej kategorii, dotyczy ona chyba każdego z nas. Przeżywamy miłości, rozstania, powroty, znów rozstania, znów powroty, później kolejną trudną relację, i tak w kółko... z przymrużeniem oka. A często trudnym, burzliwym relacjom towarzyszy, jak ja to nazywam, niekontrolowana eksplozja emocji, czyli po prostu HAJA, no a haję najlepiej zrobić po śląsku, wtedy ma najpyszniejszy smak.
Czy pomysł na książkę był przed czy po pana filmikach o śląskich słowach, które zamieszczał pan na Facebooku?
Książkę chciałem napisać już od 12. roku życia. Pamiętam, że nawet kilkukrotnie się za to zabierałem, ale od 2 lat woziłem się już poważnie z tym pomysłem. Ta książka, a w zasadzie książęczka, słowniczek, to na pewno początek, tzw. szybki szpill, potrzeba wyrażenia siebie i wywołania uśmiechu na ustach każdej osoby, która będzie miała ją w ręce. Mam wiele pomysłów na to, czym chciałbym się podzielić, nie wszystkie dotyczą relacji, chyba, że mówimy np. o relacji z jedzeniem - to tak (śmiech).
Czy ma pan ambicje, by nauczyć Polaków języka śląskiego, czy raczej chce pan ośmielić Ślązaków, by częściej używali godki?
Z dumą i ogromną radością przyznam, że jedno i drugie zaczęło się już dziać. Polacy zaczynają wplatać nasze najfajniejsze, oryginalne śląskie słowa do swojego potocznego języka. A Ślązacy? Chyba nareszcie czujemy, widząc jak ludzie cudownie reagują na naszą gwarę, która jest SEXY, że to jest nasz ogromny atut, coś, z czego możemy być dumni, bo to nie tylko słowa, to przede wszytkim ta nasza ekspresja, szczerość - to sprawia, że jesteśmy wyjątkowi.
Jakie pan ma plany na ten rok? Kolejną książkę, czy może jakieś inne pomysły?
Moje życie to mix planów i wytyczonej ścieżki z miliardem pomysłów przelatujących przez głowę każdego dnia. Staram się wychwytywać kilka z nich i od razu wcielać w życie, stąd dużo pewnie nietypowych zwrotów akcji już nastąpiło, ale też jeszcze więcej się pojawi. Mogę tylko powiedzieć, że będzie czym cieszyć oko, ale też podniebienie. A książki? Piszę już dwie kolejne. Dwie zupełnie różne.