Co naprawdę wydarzyło się w gmachu przy Parkowej?

Wtargnięcie mężczyzny do gabinetu Mariusza Wołosza odbiło się w mediach szerokim echem. Sprawca zeszłotygodniowego zamieszania sprowokował nas do obszerniejszego opisania tej sprawy zmuszając nas do opublikowania wyssanego z palca sprostowania, które... musieliśmy opublikować, bo takie jest prawo w Polsce.

Byt lampki na choinkach

W czwartek, 3 grudnia na łamach naszego portalu opisaliśmy incydent, do jakiego doszło w bytomskim ratuszu. Pewien bytomianin wszczął wówczas awanturę w sekretariacie prezydenta, a następnie wtargnął do gabinetu Mariusza Wołosza. Świadkami tego zajścia oprócz samego prezydenta byli również pracownicy kancelarii Urzędu Miejskiego oraz funkcjonariusze Policji, którzy zostali poproszeni o interwencję.

- Do zdarzenia doszło 2 grudnia br. przed południem dyżurny II komisariatu otrzymał informację, że w Urzędzie Miasta, w gabinecie prezydenta doszło do awantury. Na miejsce zostali skierowani policjanci z ogniwa patrolowo-interwencyjnego. Na miejscu potwierdzili ten fakt, ustalili, że 38-letni mieszkaniec Bytomia krzykiem, hałasem zakłócił porządek publiczny. Na tą okoliczność policjanci zaproponowali sprawcy mandat karny. Sprawca odmówił jego przyjęcia, na okoliczność czego został poinformowany, że zostanie sporządzony przeciwko niemu wniosek o ukaranie do sądu. Teraz bytomscy policjanci kompletują materiał, prowadzą postępowanie wyjaśniające i po zakończeniu tego postępowania taki wniosek zostanie skierowany - poinformował oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Bytomiu asp. sztab. Rafał Wojszczyk.

Jak udało nam się dowiedzieć, na podstawie wstępnych materiałów czynności wyjaśniające są prowadzone przez Policję w kierunku artykułu 51 paragraf 1 Kodeksu Wykroczeń, czyli zakłócania porządku publicznego. Pomimo bezsprzecznych faktów potwierdzonych przez świadków, w tym funkcjonariuszy publicznych sprawca awantury w urzędzie zdecydował się wykreować alternatywną rzeczywistość, wykorzystując do tego instytucję sprostowania.

Sprostowanie nie zawsze musi zawierać prawdę

- Sprostowanie nie służy rozstrzygnięciu o materialnej prawdziwości faktów, lecz stanowi szczególny mechanizm prawa prasowego pozwalający opinii publicznej na zapoznanie się ze stanowiskiem drugiej strony sporu, umożliwia zainteresowanemu zajęcie własnego stanowiska i przedstawienia swojej wersji wydarzeń. Tym samym sprostowanie w sposób bezpośredni realizuje zasadę "audiatur et altera pars" umożliwiając zainteresowanemu dotarcie do opinii publicznej z własną prawdą, za pośrednictwem tego samego środka przekazu, w którym ukazały się uprzednio informacje dotyczące osoby zainteresowanej - tłumaczy katowicki adwokat Bartosz Palczewski.

Choć mogłoby się wydawać, że sprostowanie służy w polskim prawie do przedstawiania obiektywnej prawdy, to w praktyce jest ono narzędziem do wyrażania subiektywnej wersji zdarzeń przez jedną z zainteresowanych stron. Jeśli żądanie sprostowania zostało złożone w wymaganym terminie przez uprawnioną osobę i odnosi się do konkretnych kwestii poruszonych w artykule, to bez względu na to, czy treść sprostowania jest zgodna z rzeczywistością, czy nie, to redaktor naczelny ma obowiązek ją opublikować. Co więcej, redakcja nie ma prawa w żaden sposób ingerować w tekst sprostowania, ani nawet wchodzić z nim w polemikę:

Prawo Prasowe, art. 32: "5. W tekście nadesłanego sprostowania nie wolno bez zgody wnioskodawcy dokonywać skrótów ani innych zmian.
6. Tekst sprostowania nie może być komentowany w tym samym numerze, przekazie lub w elektronicznej formie dziennika lub czasopisma, tego samego dnia. Nie wyklucza to jednak prostej zapowiedzi polemiki lub wyjaśnień."

Redaktor naczelny nie może odmówić publikacji sprostowania zawierającego nieprawdę

Tymczasem w przypadku odmowy publikacji sprostowania sądy w ogóle nie rozstrzygają, czy fakty przedstawione przez osobę wnioskującą o sprostowanie są prawdziwe, a jedynie skupiają się na niedopełnieniu prawnego obowiązku przez szefa redakcji. Wobec takich przepisów Bytomski.pl jest bezbronny, dlatego musieliśmy przystać na żądanie publikacji nieprawdziwych informacji. Inaczej musielibyśmy złamać prawo i popełnić przestępstwo... Tak, wiemy, jest to absurd, ale cytując klasyka: "taki mamy klimat".

Działania prawne podjęte przez tego mężczyznę naraziły nasz portal na utratę zaufania społecznego, które w naszej 14-letniej działalności stanowi dla nas największą wartość i podstawę naszego istnienia, dlatego w tej chwili rozważamy podjęcie stosownych kroków przeciwko niemu. Ponadto zapowiadamy, że za każdym razem, gdy będzie wykorzystywał instytucję sprostowania do zmuszania nas do publikowania nieprawdziwych informacji, to oczywiście dostosujemy się do zapisów Prawa Prasowego, ale będziemy również ciągle przypominać o zdarzeniu, do jakiego doprowadził 2 grudnia w Urzędzie Miejskim. Jego zagrywki prawne nie zamkną nam ust.

Jedna strona się wypowiedziała - czas na drugą

Ponieważ w dniu wczorajszym opublikowaliśmy jego wersję zdarzeń bez żadnej modyfikacji nadesłanego tekstu, to dziś przedstawiamy pełne oświadczenie Małgorzaty Węgiel-Wnuk, rzecznik prasowej Urzędu Miejskiego w Bytomiu:

Informuję, że wszystkie informacje zawarte w sprostowaniu, które ukazało się w portalu Bytomski.pl dnia 8 grudnia są informacjami nieprawdziwymi. Poniżej przedstawiam szczegółowe wyjaśnienia.

Mieszkaniec wziął udział w kilku spotkaniach z udziałem dyrektora Bytomskich Mieszkań i zarządu miasta. Po raz pierwszy, 20 maja 2020 r. był umówiony na spotkanie z prezydentem, ale na nie nie przyszedł. 25 września 2020 mieszkaniec spotkał się z prezydentem Mariuszem Wołoszem, sekretarzem Mirosławem Luksem i drugim zastępcą prezydenta Waldemarem Gawronem.

Podczas spotkania został poinformowany o warunkach przyznawania lokalu socjalnego zgodnie z zapisami ustawy z dnia 21 czerwca 2001 r. i uchwały nr XXV/367.20 Rady Miejskiej w Bytomiu z dnia 24 lutego 2020 r. W sprawie zasad wynajmowania lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu gminy. Otrzymał także wyjaśnienia dotyczące swojej sytuacji mieszkaniowej.

Mieszkaniec spotykał się także z pracownikami Bytomskich Mieszkań m.in. 25 września oraz z Dyrektorem Bytomskich Mieszkań i 2 grudnia o godz. 10.00. Podczas tego spotkania z Dyrektorem Bytomskich Mieszkań, został poinformowany przez dyrektora jednostki o tym, że nie ma możliwości zawarcia umowy o remont lokalu, jeśli w terminie 14 dni mieszkaniec nie przedłoży stosownych dokumentów potwierdzających spełnienie przesłanek obowiązującej uchwały nr XXV/367/20 Rady Miejskiej z dnia 24 lutego 2020 r. Jeśli mieszkaniec nie złoży stosownych dokumentów, po upływie 14 dni lokal jest wskazany kolejnym osobom uprawnionym z listy. Niezachowanie tego terminu jest równoznaczne z rezygnacją osoby uprawnionej z tegoż lokalu. Zgodnie z relacją pracowników Bytomskich Mieszkań, podczas spotkania klient zachowywał się agresywnie i niekulturalnie.

2 grudnia 2020 r. około godz. 12 mężczyzna przyszedł do Urzędu Miejskiego w Bytomiu. Wszedł do sekretariatu prezydenta Bytomia. Krzyczał i zachowywał się w sposób niekulturalny. Podczas rozmowy z urzędniczką, która poinformowała o konieczności umówienia wizyty u prezydenta miasta, mężczyzna odepchnął pracowniczki kancelarii Urzędu Miejskiego od drzwi i wtargnął do gabinetu prezydenta. Został wyproszony, a na miejsce została wezwana policja. Prezydent Bytomia poinformował mieszkańca, że wszystkich mieszkańców obowiązują te same zasady dotyczące przydziału mieszkań, obowiązuje kolejka oczekujących i nie ma możliwości uzyskania lokalu poza kolejnością i poza obowiązującymi zasadami.

Urzędniczka złożyła zeznania policjantowi, nie wnosząc jednak żadnych zarzutów przeciwko mężczyźnie. Policja ukarała mandatem mieszkańca.

Samotny mężczyzna żąda mieszkania od miasta

Sprawa z publikacją wspomnianego sprostowania skłoniła nas do dokładniejszego przyjrzenia się osobie, która wykorzystała przysługujące jej prawa do rozpowszechniania fałszu. Jak udało nam się ustalić, sprawca zakłócenia porządku w ratuszu urządził wcześniej awanturę również w siedzibie Bytomskich Mieszkań. Mężczyzna podczas spotkania dotyczącego swoich sprawach lokalowych zachowywał się niekulturalnie, a personelowi mimo prób nie udawało się go uspokoić. Tę sytuację również potwierdzają świadkowie będący na miejscu zdarzenia.

Ponadto nasze ustalenia wskazują, że mężczyzna, który swoim agresywnym zachowaniem domaga się od miasta przydziału mieszkania komunalnego, jest osobą samotną, która obecnie żyje w wynajmowanym lokalu w zasobach jednej z tutejszych spółdzielni, lecz wkrótce będzie musiał opuścić zajmowane mieszkanie. Z tego względu oczekuje, że gmina zagwarantuje mu nowe miejsce do życia. Przy tym należy podkreślić, że na liście osób oczekujących na mieszkanie do remontu na koszt przyszłego najemcy znajduje się... ponad 2000 ludzi. Wśród nich są rodziny z dziećmi, niepełnosprawni i inne osoby w trudnej sytuacji, które jednak cierpliwie czekają na swoją kolej, choć bez wątpienia bardziej zasługują na pomoc samorządu.

Kto więc powinien dostać mieszkanie z miasta? Tę kwestię pozostawiamy ocenie urzędników i pozostałych mieszkańców Bytomia, którzy ze swoich podatków utrzymują zasoby komunalne.

Daniel Lekszycki
redaktor naczelny
Bytomski.pl

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon