W poniedziałek, 30 marca, w mediach społecznościowych rodzina jednej ze zmarłych bytomianek opublikowała wstrząsającą wiadomość. Okazuje się, że pomimo bardzo długiej reanimacji prowadzonej przez ratowników medycznych, nie udało się uratować mieszkanki Bytomia. Kobieta zmarła w domu. Pojawiło się podejrzenie, że była zarażona COVID-19. Bez testów jednak nie można było tego stwierdzić. Jak zapewnia rodzina, była zdrowa, czuła się dobrze i nie miała temperatury. Nagle zaczęła mieć problemy z oddychaniem.
Rodzina zaznaczyła, że nie pobrano żadnych próbek, nie zostanie też przeprowadzona sekcja zwłok. - A co najgorsze na lekarza stwierdzającego zgon czekałam ponad 11 h – zaznacza córka zmarłej. Dodaje też, że wykonała dziesiątki telefonów do różnych służb, aby medyk przyjechał i dokończył niezbędne formalności. Sytuacja zmieniła się dopiero, kiedy rodzina zdecydowała się na wykonanie telefonu do prezydenta Mariusza Wołosza.
- Tak, doszło do takiej sytuacji. Rodzina interweniowała u mnie o godzinie 2.30 w nocy. Nie był to łatwy problem do rozwiązania. Dziś już jesteśmy przygotowani na kolejne tego typu sytuacje. Niestety, zaważyła tu trochę niekompetencja ludzi, trochę strach, trochę niewiedza, ponieważ była mowa o podejrzeniu zarażenia koronawirusem. Nie było jednak żadnych oznak. Ta dezinformacja spowodowała, że doszło do takiej sytuacji. Jest mi przykro, że tak się stało – przyznał dziś prezydent Mariusz Wołosz. Finalnie sprawę udało się załatwić. - Wdrożyliśmy stosowne procedury i poinformowaliśmy służby, jak mają się zachowywać w takiej sytuacji – dodaje prezydent.
fot. pixabay.com