Czarny koń wyborów
Zwycięstwo Mariusza Wołosza w ostatnich wyborach samorządowych wcale nie było oczywiste. Jesienią zeszłego roku sztab Damiana Bartyli za największe zagrożenie ewidentnie uznał Andrzeja Panka i to pomiędzy nimi rozegrała się najbardziej zacięta rywalizacja. W czasie gdy ci dwaj toczyli ze sobą walkę na śmierć i życie, Wołosz prowadził znacznie bardziej spokojną kampanię, która w dużym stopniu była nastawiona na bezpośrednie spotkania z mieszkańcami, a nie na wyciąganie haków na przeciwników. Ta strategia okazała się skuteczna, bo nie dość, że wszedł do drugiej tury wyborów, to jeszcze ze sporą przewagą nad urzędującym prezydentem, co było dużym zaskoczeniem dla wszystkich (prawdopodobnie nawet dla niego). W tym momencie sztabowcy Bartyli uświadomili sobie, że skierowanie wszystkich sił przeciwko Pankowi było błędem, ale wtedy było już za późno, żeby go naprawić. Do ponownego głosowania prezydent nie zdołał odrobić dystansu do Wołosza i musiał pożegnać się ze stanowiskiem.
To starcie z pewnością było dla Mariusza Wołosza formą wyrównania rachunków z dawnych lat, bowiem gdyby nie Damian Bartyla, to niewykluczone, że zostałby prezydentem Bytomia już 8 lat wcześniej. W 2010 roku Wołosz powołał własny komitet, z którego do Rady Miejskiej kandydowali m.in. judoka Przemysław Matyjaszek, trener Bobrów Bytom Józef Potępa oraz Dariusz Boruszewski i Maciej Zeiske ze Stowarzyszenia Kibiców Klubu Polonia Bytom. Poparcie środowisk sportowych w połączeniu z dużą, aktywną i wyjątkowo wcześnie rozpoczętą kampanią dawały mu znaczne szanse w rywalizacji z prezydentem Piotrem Kojem ubiegającym się w tamtym okresie o reelekcję. Jednak pomimo wcześniejszych zapewnień w wyborach wystartował ówczesny prezes Polonii Bytom, Damian Bartyla, co doprowadziło do rozdrobnienia elektoratu sportowego i kibicowskiego. W efekcie obie tury wyborów wygrał Koj. Łączne poparcie Wołosza i Bartyli w pierwszej turze wynosiło ponad 45%, podczas gdy głos na Koja oddało zaledwie 38% wyborców, dlatego śmiało można sądzić, że gdyby wystartował tylko jeden z nich, to wynik tamtych wyborów byłby zupełnie inny.
Polityczny czarodziej?
Trzeba przyznać, że Wołosz jest politykiem z krwi i kości, bo nie zniknął z bytomskiej sceny politycznej, tylko wyciągnął wnioski z popełnionych błędów i wykorzystał kolejne lata, żeby odbudować, a następnie umocnić swoją pozycję polityczną. W 2018 roku nie musiał już liczyć na poparcie tylko jednego środowiska, ponieważ udało mu się pójść do wyborów z poparciem dwóch dużych partii. Co ciekawe został kandydatem na prezydenta nie będąc członkiem żadnej z nich, choć o nominację starały się osoby od lat z nimi związane. To pokazało jak wytrawnym graczem jest Mariusz Wołosz.
O jego politycznej sprawności przede wszystkim świadczy pierwszy rok jego prezydentury. Zdołał bowiem zbudować większość w Radzie Miejskiej z rajców Koalicji Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, a więc ugrupowań, które na arenie krajowej toczą zaciętą walkę. Co więcej, tak umiejętnie współpracuje z PiS, że przez ostatnie 12 miesięcy pozyskał z funduszy kontrolowanych przez przedstawicieli partii Jarosława Kaczyńskiego wielomilionowe środki dla Bytomia na remonty dróg, wymianę oświetlenia, czy budowę nowego lodowiska.
W porównaniu ze swoim poprzednikiem potrafi też znacznie lepiej dogadywać się z innymi samorządowcami. Konflikty Damiana Bartyli z władzami województwa skutkowały np. problemami przy zatwierdzaniu Gminnego Programu Rewitalizacji i staraniach o środki na budowę Bytomskiej Centralnej Trasy Północ-Południe, zaś w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii nie miał on wystarczającego poparcia, aby wprowadzić do zarządu związku reprezentanta Bytomia. Tymczasem Wołosz gładko przeprowadził aktualizację GPR, uzyskując na to aprobatę Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego, natomiast w ostatnich dniach zgromadzenie GZM mianowało przedstawiciela naszego miasta na członka zarządu.
Czytaj dalej!
Partnerskie relacje z kopalnią i walka z odpadami
Za duże osiągnięcie pierwszego roku rządów nowego prezydenta można uznać przemodelowanie relacji pomiędzy miastem a kopalnią. Do tej pory bytomianie ponosili na swojej skórze konsekwencje wydobycia pod swoimi domami, ale nic z tego nie mieli. Obecnie spółka Węglokoks będąca właścicielem tutejszego zakładu górniczego angażuje się w wiele przedsięwzięć społecznych i kulturalnych. Dzięki niej w znacznej mierze sfinansowano tegoroczne Dni Bytomia, dzięki czemu miasto mogło przeznaczyć kilkaset tysięcy złotych wydawanych dotąd na tę imprezę na ważniejsze potrzeby. Bytom po latach wreszcie przestał być traktowany przez górnictwo jak dojna krowa i stał się dla niego partnerem.
Motywem przewodnim kampanii Mariusza Wołosza była walka z odpadami napływającymi wielkimi strumieniami do miasta. Dziś wygląda na to, że udało się ograniczyć ten proceder. Jest w tym duża zasługa wiceprezydenta Waldemara Gawrona popieranego przez PiS, który od początku swojej pracy w ratuszu sukcesywnie wygasza i unieważnia decyzje wydane w minionych latach na składowanie lub przetwarzanie odpadów na terenie Bytomia. Za największe sukcesy na tym polu można uznać doprowadzenie do zaprzestania zwożenia odpadów na Bobrek przez przedsiębiorcę, z którym miasto nie potrafiło sobie poradzić od wielu lat oraz zmuszenie Spółki Restrukturyzacji Kopalń do usunięcia góry śmieci, która została nielegalnie usypana w miechowickim lesie przez nieznanych sprawców. Ponadto nowa ekipa rządząca zdołała zmienić niekorzystną umowę na dzierżawę miejskiego wysypiska.
To Wołoszowi nie wyszło
Pierwszy rok prezydentury Wołosza nie był jednak usłany samymi sukcesami. Przez większą część tego czasu Bytom miał poważne problemy z utrzymaniem czystości na ulicach i bieżącą pielęgnacją zieleni. Wynikało to z przyjętej strategii, której celem było dopuszczenie do miasta większej liczby firm działających w tej branży, aby zwiększyć konkurencję na rynku i zmniejszyć wydatki na realizację tych usług. Niestety z tego powodu przez długi okres funkcjonowało rozwiązanie przejściowe, które pozostawiało wiele do życzenia. Na szczęście podpisano już docelowe umowy na sprzątanie i już widać wyraźną poprawę w tej sferze.
Do tej pory nie jest jasne co dalej ze stadionem przy ulicy Olimpijskiej, który pod koniec prezydentury Damiana Bartyli został po raz kolejny zdewastowany pod pretekstem budowy nowego obiektu. Po awansie do wyższej ligi Polonia Bytom nadal musi grać w Szombierkach i nie wiadomo kiedy będzie mogła wrócić do swojego matecznika, bo wciąż nie rozstrzygnięto sporu z wykonawcą prac budowlanych, który domaga się wielomilionowego odszkodowania.
Oprócz tego nowemu prezydentowi nie udało się jeszcze usprawnić zarządzania zasobami lokalowymi gminy, o czym świadczy niedawna zmiana na stanowisku dyrektora Bytomskich Mieszkań. Bytom wciąż ma problem z pustostanami, które zbyt długo czekają na ponowne zasiedlenie, chociaż listy oczekujących na ich przydział są bardzo długie, a także ze ściągalnością długów czynszowych. Zobaczymy czy nowej pani dyrektor uda się sprostać tym wyzwaniom.
Pełna ocena dopiero za rok
Do kolejnych wyborów samorządowych zostały jeszcze 4 lata. Mariusz Wołosz będzie mieć jeszcze sporo czasu na wprowadzenie koniecznych zmian w Bytomiu. Jako prezydenta będzie można go realnie ocenić dopiero za rok, ponieważ dotąd musiał działać w realiach finansowych poukładanych przez Damiana Bartylę. W 2020 roku będzie obowiązywać budżet stworzony w pełni przez nowego prezydenta i wtedy przekonamy się, czy plan Mariusza Wołosza na Bytom jest dobry.