Jesienią 2017 roku Mateusz Kasprzycki cieszył się życiem. Pracę zawodową łączył z pasją, którą jest piłka nożna. 22-latek, który w przeszłości grał w Rozbarku Bytom, wówczas był już zawodnikiem Orła Białego Brzeziny Śląskie. 8 listopada przed treningiem jego życie obróciło się o 180 stopni.
Zaczęło się od problemów z ręką. Mateusz nie potrafił otworzyć drzwi do samochodu. Po chwili przyszedł poważniejszy sygnał, że dzieje się coś złego. Młody mężczyzna nie potrafił wymówić nawet jednego słowa. Wezwano pogotowie.
Lekarze myśleli, że Kasprzycki jest pod wpływem dopalaczy. On sam gestami zaprzeczał tym podejrzeniom. Przewieziono go do szpitala w Bytomiu, gdzie nie podano mu leków, bo nie było jednoznacznej diagnozy. Stamtąd oddelegowano go do Zabrza, gdzie leki zaaplikowano, ale niewiele pomogły. Tym razem odesłano go do Katowic, gdzie zapadła decyzja o leczeniu trombolitycznym i spędził tam cztery miesiące.
Okazało się, że młody piłkarz doznał niedokrwiennego udaru mózgu. W wieku 22 lat Mateusz Kasprzycki znalazł się na bardzo ostrym zakręcie. Wielu na jego miejscu by się poddało, ale on postanowił walczyć.
- Na początku czułem się jak "roślina" - z czasem głowa do góry i treningi. Choć minęły już 2 lata, nadal doskwiera mi afazja mowy, niedowład nogi oraz całkowity brak możliwości poruszania dłonią. Wierzę, że ciężką pracą na rehabilitacjach uda mi się wrócić do pełni sprawności - pisze Kasprzycki.
24-letni bytomianin uruchomił zbiórkę pieniędzy w portalu pomagam.pl. Liczy, że zbierze 5 tys. złotych, które przeznaczy na kosztowną rehabilitację. Już zebrał ponad 4 tysiące i realizacja celu wydaje się kwestią czasu. Zapraszamy wszystkich do wsparcia zbiórki. Pieniądze można wpłacać TUTAJ.