Karty pacjentów korzystających z usług medycyny pracy w jednej z bytomskich prywatnych przychodni trafiły do skupu makulatury. Jak do tego doszło? Nie wiadomo. Wspomniane dokumenty przypadkowo znalazł pan Marek, który powiadomił o sprawie „Gazetę Wyborczą”, a ta pierwsza opisała całą sprawę.
W ubiegłym tygodniu poszedł do jednego z lokalnych skupów makulatury, aby oddać zgromadzony papier. Przypadkowo natknął się na pewne teczki, które wzbudziły jego podejrzenia. Kiedy zaczął je przeglądać się, okazało się, że zawierają dokumentację medyczną urzędników, dyrektorów bytomskich szkół, nauczycieli oraz pracowników aresztu śledczego. Udało mu się ustalić, że kartoteki pochodzą z Wielospecjalistycznego Niepublicznego Zakładu Opieki Medycznej „Promed” w Bytomiu. Bez zbędnej zwłoki zadzwonił tam i poinformował o znalezisku. Telefon odebrała kobieta, która w przekonaniu pana Marka, nie zainteresowała się porzuconymi dokumentami. Sprawa nie dawała mu spokoju, więc powiadomił policję. Pracownica lecznicy poinformowała o telefonie dyrektorkę Promedu - Mariolę Wiatr, a ta zaalarmowała funkcjonariuszy.
Okazuje się, że dokumentacja medyczna pacjentów trzymana jest w jednym pomieszczeniu, do którego klucz ma jedynie wspomniana już dyrektorka. Kiedy otrzymała informację o dokumentach zalegających w skupie makulatury, postanowiła sprawdzić, czy to prawda i weszła do zakładowego archiwum. Ku jej zdziwieniu okazało się, że kartoteki rzeczywiście zniknęły, a w suficie pojawiła się... dziura. Promed mieści się w kamienicy przy ul. ul. Żeromskiego 18, a jak zaznacza Mariola Wiatr, nad przychodnią znajduje się pustostan. Teoretycznie każdy mógł tam wejść, wyciąć dziurę w suficie i... ukraść papiery, aby zarobić parę groszy. Pytanie, kto był na tyle zdeterminowany, żeby zadać sobie tak wiele trudu dla marnego zarobku.
Znaleziona w skupie dokumentacja medyczna została już zabezpieczona przez policję. Śledztwo trwa.