Nie było polowania w lesie. Do akcji wkroczyli aktywiści

W bytomskim lesie nie padł ani jeden strzał. Było jednak gorąco, bo na miejscu pojawili się aktywiści, a potem przyjechała także policja.

Byt polowanie

Duże poruszenie wywołała informacja sprzed kilku dni, w której mogliśmy przeczytać o zakazie wstępu do bytomskiego lasu. Koło Łowieckie "Orzeł" z Tarnowskich Gór zaplanowało trzy polowania na dziką zwierzynę. 25 listopada jednak tylko obeszli się smakiem.

Myśliwi zgodnie z planem pojawili się w niedzielę w wyznaczonym miejscu. W lesie jednak spotkali aktywistów z grupy Śląsk Przeciwko Myśliwym oraz Federacji Anarchistycznej Śląsk. Przedstawiciele tych organizacji w "Gazecie Wyborczej" zapewniają, że tylko obserwowali poczynania myśliwych, ale na miejscu i tak pojawiła się policja.

- W pewnym momencie myśliwi wezwali policję. Funkcjonariusze nas wylegitymowali, a my poprosiliśmy, by zbadali alkomatem osoby posiadające broń. Widzieliśmy jak wcześniej jeden z naganiaczy pił alkohol. Niektórzy panowie zachowali się agresywnie. Jedna z koleżanek została przez nich opluta. Policjanci po wykonaniu wszystkich czynności odjechali, a my zostaliśmy w lesie. Nie było żadnych podstaw prawnych nakazujących nam opuszczenie tego terenu - relacjonują aktywiści w "Gazecie Wyborczej".

W bytomskim lesie ostatecznie nie padł żaden strzał. Powody były dwa. Pierwszy to fakt, że pomimo ostrzeżeń na terenie polowania było dużo spacerowiczów i rowerzystów. To rodziło zbyt duże ryzyko postrzelenia człowieka. Drugi powód był związany ze zwierzyną. Myśliwi mieli polować głównie na dziki i lisy, ale tego dnia pojawiały się jedynie sarny oraz zające. Ostatecznie wszyscy się rozeszli.

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon