- Przeznaczoną do likwidacji kopalnię Bobrek kupiliśmy w 2015 roku. Od tamtej pory nie tylko dokładamy wszelkich starań by wydobycie prowadzone było w sposób bezpieczny, z minimalnym skutkiem dla powierzchni, ale też niwelujemy skutki wieloletnich zaniedbań. Ratując kopalnię i 2,8 tys. miejsc pracy, przejęliśmy też odpowiedzialność za dotychczasową jej działalność. Trzeba podkreślić, że kopalnia fedruje od 115 lat, a problemy wskutek różnego rodzaju zaniechań narastały przez dziesięciolecia - wyjaśnia Grzegorz Wacławek, Prezes Węglokoksu Kraj.
Węglokoks od 2015 do 2017 roku wydał w dzielnicach Karb i Miechowice 59,8 milionów złotych na naprawę kilkudziesięciu budynków, w tym domów mieszkalnych, przedszkoli, szkół, kościołów, a także usuwanie szkód na drogach i szlakach kolejowych. Na ten rok spółka zaplanowała wydać kolejne 25 mln zł.
Paweł Cyz, rzecznik prasowy Węglokoksu, podkreśla, że firma objęła obiekty budowlane w Karbiu i Miechowicach szczegółowymi pomiarami geodezyjnymi oraz obserwacjami, mimo iż nie są one wymagane przepisami. - Spółka zatrudnia wiele firm z Bytomia i okolic, które identyfikują występujące uszkodzenia i wykonują naprawy. W przypadku, gdy właściciel obiektu dokonuje remontu we własnym zakresie zwracane są jego koszty. Wszystkim poszkodowanym zapewniana jest fachowa pomoc. Uzasadnione roszczenia generalnie kończą się zawarciem ugody - wyjaśnia w komunikacie rozesłanym do mediów.
Tymczasem rzeczywistość w Karbiu i Miechowicach przedstawia się mniej różowo. Mieszkańcy narzekają na szkody pojawiające się z dnia na dzień, długie procedury odszkodowawcze i trudności ze znalezieniem mieszkań zastępczych. Na ostatniej sesji Rady Miejskiej Czesław Danecki, kierownik ds. szkód górniczych w Węglokoksie, wyjawił, że z powodu pogorszenia stanu technicznego budynków konieczne było wykwaterowanie aż 23 rodzin. Część już wyprowadziła się ze swoich mieszkań, a część dopiero to zrobi. Kierownik w rozmowie z nami stwierdził, że firma zamiast wyburzać uszkodzone budynki, woli je naprawiać. Jednak mimo to dom przy ul. Alberta 1a został rozebrany przez Węglokoks, a kolejny przy ul. Lema 4 ma zostać zrównany z ziemią w ciągu najbliższych miesięcy.
Właśnie ta kwestia szczególnie interesuje radnego Michała Napierałę, który wraz z Dariuszem Laksą i Andrzejem Pankiem zorganizowali w zeszłym tygodniu Okrągły stół w sprawie wydobycia węgla pod Miechowicami. Jego zdaniem mieszkańcy nie powinni być wykwaterowywani do mieszkań w innych dzielnicach, czy nawet poza granicami Bytomia. Zamiast tego proponuje, by kopalnia budowała w Miechowicach i na Karbiu nowe, odpowiednio zabezpieczone przed szkodami górniczymi bloki. - Starych drzew się nie przesadza. Ludzie, szczególnie starsi, powinni otrzymać ofertę nowych mieszkań w swojej dzielnicy - mówił Napierała.
Z kolei Andrzej Panek, były wiceprezydent Bytomia, a obecnie kandydat na urząd prezydenta, przekonywał, że należy przenieść siedzibę spółki Węglokoks-Kraj z Piekar do naszego miasta. Obecnie z tytułu podatku od wydobycia Bytom otrzymuje rocznie zaledwie 1,7 mln zł, natomiast w przypadku podatku od nieruchomości kopalnia wpłaca do miejskiej kasy 6 mln zł. Gdyby spółka była zarejestrowana tutaj, to Bytom uzyskałby dodatkowe wpływy z podatku dochodowego od osób prawnych, dzięki czemu miasto jeszcze bardziej skorzystałoby na działalności kopalni i miało większy interes w tym, by ta dalej istniała.
W zeszłym roku Węglokoks-Kraj, do którego należy bytomska kopalnia, wygenerował zysk brutto w wysokości 75 mln zł. Według organizatorów Okrągłego stołu dzięki poprawie koniunktury na węgiel spółkę stać dziś na wypłatę wyższych odszkodowań. Tymczasem w stosunku do wcześniejszych lat kopalnia wypłaca mniejsze odszkodowania w przeliczeniu na wydobytą tonę węgla. Zdaniem Andrzeja Panka to wina władz miasta, które niedostatecznie zabiegają o korzystniejsze warunki współpracy z Węglokoksem.
Damian Bartyla, ani żaden z jego zastępców nie ustosunkował się do tych zarzutów, ponieważ zarząd miasta zdecydował się zbojkotować Okrągły stół. Prezydent w wydanym oświadczeniu określił spotkanie za "przedkampanijną grę polityczną", a także stwierdził, że jego organizatorzy "instrumentalnie wykorzystują trudną sytuację osobistą tych mieszkańców Miechowic, którzy zostali dotknięci skutkami występujących w tej dzielnicy szkód górniczych". Ponadto wytknął Andrzejowi Pankowi, iż przez lata odpowiadał w Urzędzie Miejskim w Bytomiu za kwestie związane z występowaniem szkód górniczych, wpierw jako naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska, a później jako resortowy prezydent. Według Damiana Bartyli, jego były zastępca stosował takie rozwiązania, jakie są stosowane obecnie, nie zgłaszał nowych pomysłów oraz zaakceptował plan zezwalający na wydobycie węgla w Miechowicach.