2001 rok. Hokeiści Polonii Bytom osiągają wielki sukces i zdobywają brązowy medal mistrzostw Polski. Kibice czekali na podium osiem lat i po drodze przeżywali wiele trudnych chwil. Tak dobry wynik rozbudził nadzieje wszystkich. Wydawało się, że w końcu jest szansa, aby wróciły czas, gdy niebiesko-czerwoni wygrywali krajowe rozgrywki. Niestety, niedługo później pojawiła się informacja, że klub wycofuje się z hokejowej ekstraklasy i na moment zniknął.
Właśnie rozpoczął się 2018 rok. W poprzednim nasi hokeiści po szesnastu latach znowu zawiesili na szyjach brązowe medale. Była wielka radość, bytomska Stodoła od śpiewów niemal uniosła się nad ziemią, a wszyscy z optymizmem patrzyli w przyszłość. Niestety, coraz bardziej realne jest, że powtórzy się czarny scenariusz i Polonii znowu nie będzie w PHL. Skończyło się finansowanie z miejskich spółek, sponsor tytularny firma Tempish zakończył współpracę i nie widać chętnych, którzy chcieliby łożyć pieniądze na hokej w Bytomiu.
Nadzieja tylko w Węglokoksie
Realia są takie, że w ostatnich miesiącach kilku czołowych zawodników zmieniło barwy klubowe. Nikt nie może mieć do nich pretensji, bo z czegoś trzeba żyć, a przy Pułaskiego coraz częściej pojawiają się zaległości finansowe. Czasami udaje się część spłacić, ale hokeiści i tak nie mogą spać spokojnie.
Do tego dochodzi słynna Stodoła. Lodowisko w Bytomiu od lat wymaga niekończących się remontów, dzięki którym udaje się uzyskać licencję. Niebawem będzie trzeba składać kolejny wniosek, co oznacza, że konieczne będzie pudrowanie trupa. Były wielkie plany, aby przy Olimpijskiej powstał kompleks sportowy z nowoczesnym lodowiskiem, ale przez brak porozumienia w Radzie Miejskiej prawdopodobnie nic z tego nie będzie.
W klubowej kasie robi się pusto. Za chwilę władze mogą mieć do wyboru tylko jedną opcję, czyli wycofanie zespołu z rozgrywek. Nikt jednak nie chce likwidować klubu, bo to byłby cios dla wszystkich grup młodzieżowych oraz sekcji żeńskiej, które rządzi na krajowym podwórku.
Są tylko dwa rozwiązania, które mogą uratować TMH Polonię Bytom. Pierwsze to wsparcie miasta. Na to jednak się nie zanosi, bo w budżecie nie zaplanowano na to środków. Ratunkiem może być tylko sponsor i w tej kwestii trwają rozmowy, ale... od maja i nadal nie wiadomo, jak one się zakończą. Chodzi o spółkę Węglokoks, która w zamian za finansowanie hokeistów miałaby otrzymać miejskie grunty.
- Rozmowy trwają, wiele się dyskutuje i wszyscy deklarują dobre chęci. Może niebawem i ta sprawa znajdzie finał w jedną lub drugą stronę. Jedno jest pewne: hokej bez pomocy samorządu nie ma racji bytu - taka jest bolesna prawda, a wiem co mówię, bo tkwię w tym 3/4 swojego życia - komentuje w "Sporcie" prezes Andrzej Banaszczak.
Czas zawiesić wojnę i zastanowić się nad przyszłością
Niestety, w Bytomiu robi się coraz poważniejszy problem ze sportem. Trudno tutaj znaleźć jednego winnego. Cierpią niemal wszystkie kluby i nie dotyczy to tylko hokeja, czy IV-ligowej drużyny piłkarskiej. W ubiegłym roku nie było ogłoszonego konkursu na dotacje dla klubów sportowych, co nie zdarzyło się wielu lat. Wszyscy musieli radzić sobie na własną rękę i na szczęście jeszcze nikt nie zamknął interesu.
Problem polega na tym, że w naszym mieście od lat nikt nie ma pomysłu na sport. Nie ma jasnej wizji transparentnego finansowania klubów sportowych. Problemem nie jest to, że miejskie spółki wspierają naszych zawodników, ale to, że korzystają na tym nieliczni i robione jest to po cichu. Wystarczą proste rozwiązania, jak np. stworzenie funduszu, na który składałyby się środki z miejskiej kasy, miejskich spółek i prywatnych firm, które da się namówić do współpracy, ale mają dobry plan. Pieniądze można wówczas dzielić według jasnych kryteriów uzależnionych od sukcesów i poziomu rozgrywek. Nikt nie oczekuje milionowego wsparcia. Każdy klub chciałby po prostu mieć pewność, że co roku w budżecie ma zapewnioną określoną kwotę i nie musi drżeć, czy radni tym razem się pokłócą, czy może jednak uznają, że sport w Bytomiu jest potrzebny.
Niestety, na razie nikt pomysłu na to nie ma. Nie ma go prezydent, który świetnie zna realia klubów sportowych i nie mają go też wszyscy radni. Cierpią na tym ci, którzy w tych wojenkach nie biorą udziału. Sportowcy, dzieci, młodzież i kibice. Zresztą to samo można powiedzieć o innych dziedzinach życia jak np. kultura. Władza co jakiś czas się zmienia, a ciągle obserwujemy wielką prowizorkę i tylko dzięki temu, że w naszym mieście nie brakuje ludzi, którym się chce walczyć z wiatrakami, to jeszcze cokolwiek się dzieje.
Sytuacja hokejowej Polonii to prawdopodobnie ostatnia szansa, aby zastanowić się nad przyszłością sportu w Bytomiu. Inaczej za chwilę będziemy informować o kolejnych upadkach klubów. Na tym chyba nikomu nie zależy, choć niektóre działania coraz częściej dają do myślenia, czy aby na pewno.