Według planu na przyszły rok dochody miasta mają osiągnąć 805 milionów złotych. Z kolei prezydent zakłada, że wydatki wyniosą 841,6 mln zł. Bez trudu można zauważyć, że w budżecie zabraknie ponad 36 mln zł. Powstały deficyt miałby zostać pokryty środkami z kredytu z Europejskiego Banku Inwestycyjnego i pożyczki z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.
Projekt budżetu przygotowany przez Damiana Bartylę wywołał ożywioną dyskusję na sesji 18 grudnia. Duże obawy radnych wzbudziła kwestia zadłużenia, którego wysokość niebezpiecznie zbliży się do ustawowego limitu, na co zwróciły uwagę Regionalna Izba Obrachunkowa i specjalistyczne czasopismo samorządowe "Wspólnota" oraz niedobory budżetu na poziomie ok. 230 mln zł. Rada wystąpiła do prezydenta o złożenie na piśmie wyjaśnień w tej sprawie.
- Myślę, że musimy mieć te informacje teraz, żeby w listopadzie przyszłego roku radny Rabus w swoich filmikach nie podskakiwał z radości, że pan prezydent wypłacił pensje - powiedział na przedświątecznej sesji radny Michał Bieda. Skarbnik miasta, Ewa Tomczak, broniła swojego przełożonego tłumacząc, że od lat niedobory są na podobnym poziomie, a większość z nich stanowi zapotrzebowanie Bytomskich Mieszkań w zakresie remontów. - Niedoborów np. w zakresie pensji nauczycieli nigdy nie było tak dużych. One z reguły wynosiły 6 - 9 milionów, natomiast w tym roku jest 15 mln - ripostował Bieda.
Aby dać prezydentowi czas na uzupełnienie informacji, o które został poproszony Rada Miejska zarządziła przerwę w obradach do 27 grudnia. Sesja zostanie wznowiona więc już jutro o 9:00. Wtedy okaże się, czy ostatecznie przyszłoroczny budżet zostanie przyjęty. Jeśli do tego nie dojdzie, to pod znakiem zapytania staną m.in. wielomilionowe inwestycje związane z rewitalizacją Bytomia, co stanowi ogromną szansę dla naszego miasta na odbicie się od dna.