Od soboty do niedzieli do godziny 21 trwała cisza wyborcza. Lokale jednak już są zamknięte i obecnie trwa liczenie głosów. Nadal nie wiadomo, czy mieszkańcom Bytomia uda się odwołać prezydenta Damiana Bartylę przed końcem kadencji.
Państwowa Komisja Wyborcza na razie nie ma żadnych informacji na temat frekwencji, bo w trakcie referendum nie mogła gromadzić danych na ten temat. Najpierw głosy przeliczy Miejska Komisja Wyborcza, która potem przekaże wyniki do PKW.
Z naszych informacji wynika, że wszystko będzie jasne jeszcze dzisiaj najpóźniej o północy. Trzeba zatem jeszcze trochę uzbroić się w cierpliwość. Pojawiają się jednak plotki, że do urn poszło co najmniej 20 tys. bytomian, a więc jest prawdopodobne, że zostanie osiągnięta minimalna frekwencja.
Udział w referendum będzie mogło wziąć ok. 124 tysięcy uprawnionych do głosowania. Żeby wynik referendum był ważny, swój głos do urny musi wrzucić co najmniej 26 177 z tych osób. Wystarczy, że frekwencja będzie za niska o jednego wyborcę i referendum zostanie uznane za nieważne.
AKTUALIZACJA 1
W systemie pojawiły się już pierwsze dane bez wyników z jednej komisji wyborczej. Wynika z nich, że do urn poszło 19 432 mieszkanców Bytomia (15%), a więc poniżej wymaganego progu. Oficjalne dane będą, gdy pojawią się wyniki z ostatniej komisji. Wygląda jednak na to, że Damian Bartyla nie straci stanowiska.
AKTUALIZACJA 2
W referendum 3 grudnia wzięło udział 19 926 osób uprawnionych go głosowania. Za odwołaniem Damiana Bartyli ze stanowiska prezydenta miasta opowiedziało się 17 300 bytomian, natomiast przeciwko jego odwołaniu zagłosowało zaledwie 1 087 mieszkańców. Frekwencja wyniosła 16,08% i nie osiągnęła wymaganego progu. Aby referendum było ważne konieczny był udział 26 177 uprawnionych.
