Wczoraj opisywaliśmy sprawę tzw. "Raportu Śmieciowego" sporządzonego na zlecenie Damiana Bartyli. Śledztwo w sprawie gospodarki odpadowej miało rozpocząć się już wiosną tego roku, a jego wyniki zostały przekazane prezydentowi we wrześniu. Za pracę detektywów mieli zapłacić anonimowi biznesmeni, gdyż w ten sposób cała sprawa miała pozostać w tajemnicy.
Szczegółów raportu nie zna nikt poza prezydentem i detektywami agencji z Tarnowskich Gór, którzy go przygotowali. Na wgląd do dokumentacji nie zezwolono nawet radnym, zasłaniając się dobrem śledztwa i faktem, iż materiały nie zostały zamówione przez Urząd Miejski, więc nie stanowią informacji publicznej. W międzyczasie zmieniła się liczba stron raportu - początkowo informowano o 1000 stron, a na konferencji prasowej zorganizowanej pod koniec września powiadomiono, że jest ich zaledwie 300.
Mimo, iż prezydent miał mieć już gotowy raport na początku września i już wtedy zapowiadał przekazanie go organom ścigania, to dopiero 17 listopada postanowił go przekazać prokuraturze. Pochwalił się tym na swojej stronie na Facebooku, gdzie opublikował zdjęcie przy tabliczce Prokuratura Okręgowa przed budynkiem przy ul. Wita Stwosza w Katowicach.
Nasza redakcja ustaliła, że "Raport Śmieciowy" nie został przekazany do Prokuratury Okręgowej, która od sierpnia zajmuje się sprawą składowania niebezpiecznych odpadów w Bytomiu. Sprawdziliśmy również w Prokuraturze Rejonowej w Bytomiu, ale tam też raport nie trafił. Okazuje się, że prezydent przekazał swoje materiały Prokuraturze Regionalnej, która mieści się w tym samym budynku, co Prokuratura Okręgowa.
Wstępnie ustaliliśmy, że Prokuratura Regionalna nie będzie się zajmować tym raportem. Przypisano mu sygnaturę sprawy prowadzonej przez Prokuraturę Okręgową i najprawdopodobniej właśnie do niej zostanie przekazany w najbliższym czasie. Z powodu pomyłki prezydenta dokument, który rzekomo ma zawierać ważne informacje na temat przestępczego procederu, ugrzązł na jakiś czas w niewłaściwej prokuraturze.
fot. Google Maps