Zapach drewna, tykanie zegarów, stukot maszyny, smar, olej śrubki i kawałki tkanin… miejsca pracy rzemieślników. Magików i czarodziejów, ludzi którzy fach mają w rękach. W tych dłoniach nierzadko kryje się magia, coraz rzadziej midasowa, bo coraz rzadziej przynosi złoto, za to na pewno satysfakcję i spełnienie. Jeszcze są z nami. Dane z Krakowskiej Izby Rzemieślniczej są nieubłagane; w 1940 r. było ich 25 tys., 19 tys. w 1983, po 5521 w 2000 i 3400 w 2011 r. I choć ich jest coraz mniej, zaczynają wracać do łask, bywają poszukiwani i podziwiani.
Swój podziw wzbudzili w trzech bytomiankach: Agnieszce Czichy, Ewie Surowiec i Ewie Zielińskiej, które postanowiły stworzyć mapę bytomskich Fachmanów. W tym celu powołały nieformalną grupę Landszaft i pozyskały środki z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Poszukując rzemieślników wytypowały dziesięciu: tych najbardziej zaskakujących i najbardziej polecanych. Dziewczyny przeprowadzały wywiady i wykonywały fotoreportaże. Z pozyskanych materiałów wyłania się portret ludzi o niezwykłych pasjach, niestrudzonych w swojej pracy. Fachmani nie obawiali się odpowiadać na trudne pytania, opowiadali również o minusach swojej pracy. W tym o przyczynach które powodują, że jest ich na rynku coraz mniej.
Przyczyn jest wiele. Zakłady i rzemieślnicy znikają z różnych względów; ponieważ ich usługi okazały się zbędne na rynku – nie ma na nie zapotrzebowania, bo rosnąca konsumpcja, komercjalizacja i masowa produkcja sprawiły, że klient woli szybko, tanio, a niekoniecznie unikalnie i na wiele lat. Te które pozostały dostosowały się do potrzeb odbiorców w miarę swoich możliwości. Rzemieślnicy dziś to prawdziwe złote rączki. - Kaletnik, trochę szewc, trochę magik. Fachowiec, który potrafi naprawić zepsutą torebkę, pasek od zegarka, uszyje buty dla psa czy pasy do ćwiczeń ruchowych dla akrobaty - zauważa Ewa Surowiec. Równocześnie wielu właściciel zakładów stwierdza, że coraz więcej klientów szuka nie tylko niskich cen, lecz porządnych produktów i usług wykonywanych na najwyższym poziomie. Jest to dla nich szansa z której skrzętnie korzystają. O czym świadczą opowiadane historie.
- Do moich ulubionych wywiadów należy ten z Panią Mariolą Fischer, właścicielką zakładu krawieckiego przy ulicy Strażackiej - mówi Ewa Zielińska. - A to dlatego, że opowiada w nim przeuroczą historię, jak do jej zakładu wchodzi starszy Pan: "patrzę na niego i na jego spodnie i mówię do niego: <<ale ma pan stare te spodnie>> - jeszcze pamiętałam, że takie spodnie szyliśmy z patką zamiast kieszonki. A on się popatrzył na mnie i mówi: <<czemu stare?>>, Pan je chyba kupił na Sikorskiego ze 20-parę lat temu. <<A skąd Pani wie?>>, bo to myśmy je szyli!. I mówi <<no dobre spodnie, tyle lat wytrzymały>>." - wyjaśnia.
Projekt "Fachmani z Bytomia" ma przypomnieć nam wszystkim o tych nieco zapomnianych obecnie zakładach rzemieślniczych, przedstawić ich niezwykłych twórców i zachęcić do skorzystania z oferowanych przez nich usług. Zebrane materiały są publikowane na blogu dziewczyn oraz ich stronie na Facebooku. Z zebranych materiałów i dzieki dofinansowaniu stworzono mini wydawnictwo - przewodnik po 10 wybranych zakładach.