W marcu sejm i senat przyjęły ustawę umożliwiającą powołanie związku metropolitalnego w województwie śląskim. Przez kolejne miesiące samorządowcy i strona rządowa realizowali kolejne punkty procedury. Wszystkie rady gmin, które miały wejść do metropolii przyjęły stosowne uchwały, uzgodniono nazwę nowego organizmu i jego siedzibę oraz skierowano wniosek o powołanie związku, który następnie został zatwierdzony przez Radę Ministrów.
Formalnie Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia istnieje od 1 lipca 2017 r. Składa się na nią aż 41 gmin zamieszkiwanych przez 2,3 mln ludzi (ponad 0,5 mln więcej, niż Warszawę). Aby mogła realnie rozpocząć działalność przedstawiciele wszystkich gmin musieli wybrać władze nowego związku: przewodniczącego zgromadzenia oraz pięciu członków zarządu GZM.
Na tym etapie rozpoczęły się pierwsze kłopoty. Prezydenci, burmistrzowie i wójtowie przez długi czas nie mogli dojść do porozumienia kto powinien pokierować metropolią. Decyzja miała zapaść podczas pierwszego zgromadzenia związku 29 sierpnia, jednak po głosowaniu na przewodniczącego, które nie przyniosło żadnego rezultatu (jedyny kandydat nie uzyskał wymaganego poparcia) prowadzący sesję wójt Gierałtowic przerwał ją na dwa tygodnie.
W tym czasie rozegrała się polityczna walka pomiędzy samorządowcami podzielonymi na dwa obozy, na czele których stanęli prezydenci Sosnowca i Katowic. Pierwszy z nich, Arkadiusz Chęciński zbudował pokaźną koalicję gmin na rzecz powołania na stanowisko szefa metropolii Kazimierza Karolczaka zasiadającego do tej pory w zarządzie województwa. Z kolei Marcin Krupa forsował kandydaturę popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość Adama Ostaleckiego.
Wynik tej rozgrywki pokazał, że Katowice niekoniecznie będą rozdawać karty w metropolii. We wtorek Marcin Krupa co prawda został wybrany na przewodniczącego zgromadzenia GZM, ale kandydatury Ostaleckiego na najwyższe stanowisko w zarządzie nawet nie zgłoszono, bo z góry było wiadomo, że nie uzyska on poparcia. Wybrano więc Karolczaka stosunkiem głosów 37 za, 1 przeciw i 3 wstrzymujących się.
Obok Marcina Krupy porażkę w metropolitalnych rozgrywkach poniósł również Damian Bartyla. Kandydatem podregionu bytomskiego na członka zarządu był Andrzej Pilot, tarnogórzanin, polityk Polskiego Stronnictwa Ludowego, będący obecnie prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Prezydent Bytomia usilnie zabiegał o poparcie dla niego, lecz taki reprezentant we władzach związku nie odpowiadał Piekarom Śląskim i innym mniejszym gminom podregionu.
Podczas wtorkowego zgromadzenia kandydaci wskazani przez wszystkie podregiony uzyskali wymaganą liczbę głosów w pierwszym głosowaniu. Wyjątkiem był Andrzej Pilot, który otrzymał zaledwie 18 głosów, przez co nie zdobył niezbędnej większości. Głosowanie zostało więc powtórzone, aby wyłonić reprezentanta podregionu bytomskiego. Tym razem zgłoszono Karolinę Wadowską z Piekar Śląskich, która zdobyła 31 głosów i tym samym weszła w skład zarządu GZM. W powtórzonym głosowaniu nie wziął udziału Damian Bartyla, który prawdopodobnie na znak protestu opuścił salę.
Niepowodzenie Andrzeja Pilota obnażyło słabość obecnego prezydenta Bytomia na arenie regionalnej polityki. Samorządowcy z gmin naszego podregionu zdają sobie sprawę, że Damian Bartyla w wyniku kolejnych afer dramatycznie traci poparcie w swoim mieście i może nie zostać wybrany na kolejną kadencję, a nawet może stracić stanowisko przed czasem. Dlatego postawili na człowieka Sławy Umińskiej-Duraj, która wciąż zachowuje silną pozycję w Piekarach, uznając ją za pewniejszego partnera.