Przypomnijmy: w styczniu 2016 r. powołano nowego prezesa BPK. Jedną z pierwszych jego decyzji było zlecenie firmie Deloitte audytu spółki. Kontrola trwała o wiele dłużej, niż pierwotnie zakładano, a po przekazaniu zarządowi jej wyników nowy prezes pośpiesznie zrezygnował ze swojego stanowiska. Wcześniej jednak skierował zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa.
Raport z przeprowadzonego audytu do dziś nie został upubliczniony. O wgląd do niego zabiegali radni oraz posłowie, ale zarówno władze BPK, jak i prezydent Damian Bartyla stanowczo odmawiali. Pierwotnie zasłaniano się brakiem zgody Deloitte na udostępnienie dokumentu, lecz firma szybko zdementowała te informacje i jasno wskazała, że decyzja w tej sprawie należy do zarządu miejskiego przedsiębiorstwa. Obecnie utrzymywana jest wersja, iż na publikację raportu nie zgadza się prokuratura, która od roku prowadzi śledztwo w sprawie nieprawidłowości w BPK.
W kwietniu z anonimowego źródła wyciekł fragment utajnionego raportu. Choć do dziennikarzy trafiło zaledwie kilkanaście stron, to ich treść doprowadziła do politycznego trzęsienia ziemi w Bytomiu, w wyniku którego ugrupowanie prezydenta Damiana Bartyli utraciło większość w Radzie Miejskiej, natomiast opozycja zarządziła kontrole we wszystkich spółkach podległych gminie. Więcej na temat zawartości pierwszego wycieku przeczytacie w naszym wcześniejszym artykule.
Deloitte o wysypisku śmieci
Niedawno do mediów trafiła kolejna część raportu Deloitte dotycząca miejskiego wysypiska śmieci przy al. Jana Pawła II. Audytorzy prześwietlili wybrane aspekty funkcjonowania składowiska w okresie od początku 2011 do końca 2015 r. Ustalono m.in., że zakresy obowiązków wiceprezesa zarządu oraz kierownika Działu Ochrony Środowiska i Inwestycji dublowały się w zakresie nadzoru nad sprawozdawczością i eksploatacją miejskiego wysypiska. Według Deloitte drugi z nich był skonfliktowany z ówczesnym prezesem spółki.
Powodowało to niejasności kompetencyjne, które odbijały się na funkcjonowaniu działu zarządzającego składowiskiem. Jego pracownicy nie prowadzili części wymaganych raportów i nie uczestniczyli w raportowaniu do wybranych instytucji zajmujących się ochroną środowiska. Od kwietnia 2012 do listopada 2015 r. nie było wyznaczonego formalnie kierownika wysypiska, choć wymagały tego przepisy.
W tym okresie stwierdzono skokowy wzrost przyjmowanych odpadów o kodzie 19 12 09 (minerały), których zgodnie z pozwoleniem BPK mogło przyjąć do unieszkodliwienia maksymalnie 1000 ton rocznie. Tymczasem na koniec lipca 2014 r. wysypisko przyjęło już 850 ton tych odpadów. Zgodnie z Ustawą o odpadach zarządzający składowiskiem musi powiadomić Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska o zmianach obserwowanych parametrów wskazujących na możliwość wystąpienia zagrożeń dla środowiska, natomiast 20 sierpnia 2014 r. przyjęto ponad dwukrotnie większą ilość odpadów niż zwykle, a decyzję o wstrzymaniu ich przyjmowano podjęto dopiero następnego dnia po przyjęciu kolejnych kilkudziesięciu ton.
W czerwcu 2015 r. przeprowadzono wewnętrzną kontrolę wysypiska, która wykazała m.in. konieczność powołania kierownika, zagrożenie przekroczenia limitu przyjęcia odpadów, zły stan techniczny sprzętu, potrzebę rejestracji jakości przewożonych odpadów oraz zbyt krótkie stanowisko wagowe, na którym nie mieszczą się zestawy przekraczające długość 12 m. Audytorzy Deloitte nie odnaleźli żadnych dokumentów świadczących o podjęciu jakichkolwiek działań zmierzających do rozwiązania powyższych problemów.
Raport z audytu zawiera również informacje o mizernych nakładach inwestycyjnych na miejskie wysypisko. W latach 2011 - 2015 BPK przeznaczyło na nie zaledwie 82 tys. zł. Dla porównania na przełomie 2015 i 2016 r. spółka wydała niemal 74 tys. zł na naukę jazdy na łyżwach dla swoich pracowników. Tymczasem na składowisku pracowały maszyny, które z racji swojego wieku ulegały częstym awariom i BPK musiało wynajmować sprzęt z zewnętrznych firm na czas ich napraw.
Dzierżawa bez przetargu
W lutym tego roku BPK zdecydowało się bez przetargu wydzierżawić miejskie wysypisko prywatnej firmie z Pszczyny na okres aż 15 lat. Poseł Wojciech Szarama w niedawnym liście do prezydenta Damiana Bartyli zwrócił uwagę, iż w chwli podpisywania umowy wobec dzierżawcy toczyły się dwa postępowania dotyczące podwyższonej opłaty za korzystanie ze środowiska. - Innymi słowy, opłaty podwyższone mają na celu ukaranie podmiotów za to, że albo – mimo braku wymaganej decyzji – bezprawnie korzystają ze środowiska, albo postępują z odpadami w sposób zabroniony - napisał bytomski parlamentarzysta.
Wojciech Szarama w swoim piśmie poruszył również kwestię warunków umowy na dzierżawę składowiska. Przeprowadzona na przełomie lat 2015 i 2016 kontrola WIOŚ stwierdziła na bytomskim wysypisku zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi. BPK zostało zobowiązane do wdrożenia programu naprawczego. Umowa z dzierżawcą określa natomiast, że za usunięcie zagrożeń ma zapłacić miejska spółka, a nie firma, która obecnie użytkuje wysypisko. Co gorsza rozwiązanie współpracy w przypadku ujawnienia zagrożeń dla środowiska lub zdrowia ludzkiego ma być niemal niemożliwe. Ponadto czynsz dzierżawny ustalono na poziomie zaledwie 66 tys. zł.
W międzyczasie mieszkańcy z pobliskich ulic zaczęli skarżyć się na odór dochodzący z miejskiego wysypiska. Bytomianie donoszą, że na teren przy al. Jana Pawła II przyjeżdża każdego dnia kilkadziesiąt samochodów ciężarowych z terenu całego Śląska. Nie wiadomo co dokładnie przewożą. Interwencję w tej sprawie podejmowała Straż Miejska, lecz funkcjonariusze nie mogą wejść na prywatny teren. O udzielenie szczegółowych informacji na temat współpracy z dzierżawcą i udzielonych pozwoleń na składowanie przez niego odpadów na miejskim gruncie wystąpił do Damiana Bartyli poseł Wojciech Szarama.