W kwietniu wyciekły fragmenty raportu z audytu w BPK przeprowadzonego przez międzynarodową firmę doradczą Deloitte. Ich treść wywołała ogromny skandal, przez który część radnych odeszła z koalicji rządzącej miastem, a ze stanowiskiem wiceprezydenta pożegnał się Andrzej Panek. Kontrowersje wzbudziły m.in. zawarte w raporcie informacje na temat usług świadczonych na rzecz BPK przez firmę należącą do siostry najbliższego współpracownika prezydenta Damiana Bartyli.
Audytorzy podliczyli, że zamówienia udzielone temu przedsiębiorstwu w ciągu zaledwie dwóch lat osiągnęły sumę ponad 300 tysięcy złotych. BPK płaciło od 20 do nawet 60 tys. zł za ekspozycję banerów reklamowych lub roll-up'ów podczas imprez organizowanych przez radnego w Miechowicach oraz na miejskich lodowiskach na pl. Sobieskiego i przy ul. Pułaskiego, 24 tys. zł kosztowało prowadzenie strony BPK na Facebooku, od 15 do 20 tys. zł wydano na oklejanie samochodów, a pozostałe umowy opiewały na ok. 60 tys. zł. Ponadto autorzy raportu zwrócili uwagę, że umowy dotyczące wywieszenia banerów na lodowiskach pokrywały się przez okres dziesięciu dni.
Teraz znamy więcej szczegółów na temat współpracy BPK ze wspomnianą firmą. Do mediów trafiła treść zawartych z nią. Pierwsza z nich dotyczy promocji spółki podczas imprezy plenerowej na stadionie w Miechowicach latem 2014 roku. Zgodnie z nią BPK miało być reklamowane na materiałach promujących wydarzenie, a także miało mieć możliwość umieszczenia baneru reklamowego lub roll-up'a w widocznym miejscu na scenie oraz dystrybucji własnych materiałów reklamowych. Za tę usługę miejska spółka zapłaciła aż 43 tys. zł.
Choć BPK wydało tak dużą sumę, to wbrew umowie logo firmy nie zostało umieszczone na plakatach, a na scenie nie wisiał jej baner. Za to jako sponsorów głównych reklamowano prywatną szkołę wyższą z sąsiedniego miasta oraz szkołę policealną działającą pod tym samym adresem, co przedsiębiorstwo siostry ówczesnego radnego. Co więcej, na plakatach, ulotkach i koszulkach uczestników zawodów siłowych widniało wypisane wielkimi literami nazwisko tego polityka. Z racji, iż równo 3 miesiące później odbyły się wybory samorządowe, w których uczestniczył, można uznać, że BPK wykładając pieniądze na miechowicki piknik sfinansowało element jego przedwyborczej promocji.
Kolejne umowy, które trafiły do mediów dotyczą promocji BPK podczas kilku innych imprez w Miechowicach, Łagiewnikach i Parku Kachla. W każdym przypadku przedmiot zamówienia jest identyczny, natomiast nigdzie nie było eksponowane logo spółki, do czego za każdym razem zobowiązywała zleceniobiorczyni. Inną sprawą jest, czy miejski monopolista w ogóle musi się reklamować i wydawać na ten cel setki tysięcy złotych?
BPK płaciło siostrze radnego również za ekspozycję loga na lodowiskach... należących do miasta, a zarządzanych przez Ośrodek Sportu i Rekreacji. Zgodnie z cennikiem ośrodka taka usługa kosztuje miesięcznie 80 zł za metr kwadratowy powierzchni reklamowej. Tymczasem firma prowadzona przez 23-latkę pobrała aż 60 tys. zł za ok. 40 m2 reklamy eksponowanej na lodowisku przy ul. Pułaskiego przez okres trzech miesięcy. Gdyby BPK rozliczyło się za to samo z OSiR, to musiałoby zapłacić nieco ponad 10 tys. zł, czyli 6 razy mniej. Wcześniej BPK podpisało z młodą bizneswoman inną umowę na promocję na lodowiskach, ale o skromniejszym zakresie, co kosztowało miejską spółkę "jedynie" 24 tys. zł.
Interesujące jest, że faktury za usługi świadczone przez powyższą firmę były opisywane i przekazywane do księgowości przez pracownicę BPK, która prywatnie była bliską przyjaciółką wspomnianego radnego. Postać tego polityka łączącego obie kobiety też jest ciekawa. Po wygraniu wyborów przez obecną ekipę i uzyskaniu przez niego mandatu radnego w wieku dwudziestu kilku lat został zatrudniony w nowo powstałej spółce gminnej na dyrektorskim stanowisku. To był początek jego kariery w miejskich firmach, bowiem jeszcze przed ukończeniem trzydziestki pełnił jednocześnie funkcję prezesa w trzech różnych podmiotach prowadzonych przez miasto Bytom.