Polonia Bytom w całej swojej historii ma wielu wybitnych piłkarzy. Jednym z nich był właśnie Henryk Kempny, który swoją grą nie tylko zachwycał bytomskich kibiców, ale także całą Polskę. Grał na pozycji napastnika i robił to tak znakomicie, że na najwyższym poziomie ligowym strzelił prawie sto bramek. Do osiągnięcia tej bariery zabrakło mu dwóch trafień.
Kempny do klubu z Olimpijskiej trafił stosunkowo późno, bo w wieku 16 lat. To jednak były inne czasy, gdy talenty rodziły się na podwórkowych boiskach, a nie w klubowych akademiach. W juniorach nie na długo zagrzał miejsce, bo już po roku został zawodnikiem pierwszej drużyny.
Przełomowy był sezon w 1954 roku. Polonia po raz pierwszy w historii została mistrzem Polski, a Kempny z trzynastoma bramkami zdobył koronę króla strzelców. Niedługo później... przyszło powołanie do wojska. W ten sposób podkradła go Legia Warszawa, z którą przez dwa lata dwukrotnie wygrał ligę, a także Puchar Polski i do tego dołożył kolejny tytuł króla strzelców.
Po dwuletniej służbie wojskowej wrócił do Bytomia. Spędził tutaj kolejne cztery lata, a w 1962 roku z nim w składzie Polonia znowu była najlepsza w kraju. To były najlepsze lata dla bytomskiego klubu, w którego barwach grały takie legendy, jak Edward Szymkowiak, Jan Liberda, czy Kazimierz Trampisz.
- Jak to się mówiło dawniej, to była jedna drużyna, jedna paka. Nie było żadnych problemów z nikim. Każdy się rozumiał, nie tylko my jako piłkarze, ale też nasze rodziny. To było bardzo korzystne dla wszystkich. (...) Dla nas Polonia to był klub oraz drużyna. W drużynie nie było żadnych niesnasek, żadnych nieporozumień. Gdzie indziej się słyszało, że ktoś kogoś obraził, czy dochodziło do konfliktów. A u nas na przykład Szymkowiak był dla syna Jana Dymarczyka chrzestnym. To już świadczy o przyjaźni i przywiązaniu - mówił kilka lat temu w wywiadzie dla oficjalnej strony Polonii.
Kempny przez lata był także czołową postacią reprezentacji Polski. Zagrał w słynnych meczach ze Związkiem Radzieckim, a do historii przeszedł wygrany pojedynek 2:1 po golach Gerarda Cieślika. W barwach narodowych łącznie rozegrał szesnaście meczów i strzelił sześć goli.
- Z tym że na te 16 meczów musiałem czekać 5 lat! Nie było po prostu spotkań, reprezentacja grała około dwóch razy w roku - tłumaczył w wywiadzie.
Ostatnie lata kariery to już występy poza Bytomiem. Najpierw spędził pięć lat w Górniku Wałbrzych, a potem kolejne cztery w CKS Czeladź i była jeszcze przygoda z AKS-em Górnikiem Niwka. Po zawieszeniu butów na kołku próbował sił jako trener, a przez pewien czas prowadził nawet ukochaną Polonię (w latach 1974-1976), ale wielkiej kariery nie zrobił.
Ciekawostką jest także fakt, że to on był pionierem specyficznego wykonywania rzutów karnych, który dziś jest bardzo popularny.
- Ja wprowadziłem u nas w Bytomiu i w Polsce rzut karny „na dwa razy”. I taki zdobyliśmy, gdy graliśmy z Polonią Bydgoszcz, wygranym przez nas 5:0. Umówiliśmy się z Jasiem Liberdą. Ja podszedłem do linii 11 metrów, podałem lekko w prawo, on wziął tę piłkę i kiwał do bramki. Wszyscy rzucili się do sędziego: Co to jest!? A sędzia wskazał na środek boiska. Podchwyciłem to we Francji, gdy przeciwko nam strzelono podobnie rzut karny. Wtedy postanowiłem wprowadzić to w Polsce.
Polonia Bytom straciła wybitnego piłkarza, który dołączył do wielu swoich boiskowych kolegów. Gdzieś tam na górze znowu buduje się najlepsza drużyna w historii bytomskiej piłki nożnej.
fot. Hubert Klimek / UM Bytom