W zeszłym roku poprzedni rząd nałożył obowiązek szkolny na sześciolatków. Dzięki temu w podstawówkach pustoszejących w wyniku niżu demograficznego przybyło dzieci, a w przedszkolach zrobiło się miejsce dla 3-latków, a nawet 2,5-latków. Pierwszy raz od wielu lat rodzice nie mieli żadnych problemów ze znalezieniem miejsc w przedszkolach dla swoich dzieci.
Aby dostosować szkoły do potrzeb sześciolatków w latach 2009 - 2015 miasto przeznaczyło około 1,5 miliona złotych. Teraz okazuje się, że te pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Po zmianie władzy w Polsce, Prawo i Sprawiedliwość przywróciło obowiązek szkolny od siódmego roku życia. W rezultacie sześciolatkowie wrócą do przedszkoli, a nauczyciele w podstawówkach będą mieli znacznie mniej pracy.
Powrót sześciolatków do przedszkoli może oznaczać problemy dla rodziców młodszych maluchów. W miejskich przedszkolach jest miejsce dla ok. 4400 dzieci, natomiast w Bytomiu żyje aż 1661 samych sześciolatków. Śmiało można przewidzieć, że w tym roku znów zabraknie miejsc dla najmłodszych wychowanków. W 2013 roku, gdy nie obowiązywał jeszcze obniżony wiek szkolny, do bytomskich przedszkoli złożono blisko 5 tysięcy wniosków - o niemal 700 więcej, niż miasto mogło przyjąć.
Czy w tym roku sytuacja się powtórzy? Jest to więcej, niż prawdopodobne. Miasto już czyni starania o zwiększenie liczby miejsc, ale może nie sprostać zapotrzebowaniu. Jakie wyjście mają rodzice? Na szczęście w ostatnich latach powstało w Bytomiu wiele prywatnych przedszkoli, lecz zapisanie tam swojej pociechy wiąże się z wyższymi opłatami, niż w gminnych placówkach.
Przekazanie swojego malucha w ręce nauczycielek z prywatnych przedszkoli ma swoje zalety. Często dzieci mają tam do dyspozycji sporo rozwijających zajęć, które rzadko (albo w ogóle) można spotkać w miejskich placówkach. Znakomitym przykładem jest bytomska Tika, która prowadzi popularne przedszkola przy ul. Powstańców Warszawskich oraz ul. Lenartowicza. Tamtejsi wychowankowie oprócz realizowania podstawy programowej Ministerstwa Edukacji Narodowej uczestniczą również w zajęciach teatralnych, kulinarnych, plastycznych, ruchowych, rytmice i dogoterapii, uczą się języka angielskiego, a także spotykają się z psychologiem i logopedą. Wysłanie dziecka do takiego przedszkola oznacza większe koszty, przez co wielu rodziców jest skazanych na publiczne placówki i, tym samym, łaskę polityków.