Tomasz Opasiński jest polskim grafikiem, obecnie najbardziej znanym twórcą plakatów, pracującym na stałe dla największych wytwórni w Ameryce. Jego specjalnością jest projektowanie plakatów kolażowych i materiałów marketingowych dla przemysłu rozrywkowego.
W swoim portfolio ma ponad pięćset projektów dla kina, telewizji i branży gier komputerowych. Są wśród nich największe amerykańskie produkcje – „Gra o tron”, „Niepamięć”, „King Kong”, jaki i polskie projekty – 34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”, Camerimage czy Transatlantyk. W 2002 roku Tomasz Opasiński otrzymał nagrodę PhotoshopWorld – Guru Award, w kategorii kolaż. To na tyle prestiżowe wyróżnienie, że nazywa się je „branżowym Oscarem”.
Choć urodził się w Gdyni, mówi o sobie „chłopak z Bytomia”. To w naszym mieście spędził najdłuższą część swojego życia i to bytomianinem się czuje. W rodzinnej Gdyni ukończył szkołę na kierunku technik żeglugi śródlądowej, lecz zdecydował się przenieść na Śląsk i zacząć naukę w katowickiej policealnej szkole grafiki komputerowej. Później pracował dla wielu agencji reklamowych na Śląsku i w Warszawie. Z czasem otrzymał pracę w jednej z największych w kraju – Euro RSSG Dialog.
- Kiedy zorientowałem się, że interesuję się projektowaniem i grafiką? Dawno. Już jako dziecko rysowałem. Byłem fanem plakatów Drew Struzana do serii o Indianie Jonesie. Uwielbiałem je oglądać, ale wtedy jeszcze nie myślałem o tym, by samemu zająć się projektowaniem plakatów. Wiesz, ja jestem chłopak z Bytomia... Tam najdłużej siedziałem, bo czternaście lat. Później był Kędzierzyn, Opole, Wrocław, potem Warszawa – mówił dla gazeta.pl.
W grafikę komputerową zdecydował się „inwestować”, bo jak twierdzi, to było bliskie jego sercu. Pomysł wyjazdu zrodził się z chęci realizowania jeszcze większych projektów. Początkowo chciał przenieść się do Australii, ale ze względu na skomplikowane formalności zrezygnował. Pojawił się więc pomysł Ameryki. Jak udało mu się zrobić karierę w Hollywood?
- Wyjechałem, praktycznie nie znając języka. Nim zacząłem cokolwiek wydeptywać, postawiłem na naukę angielskiego. I to było najtrudniejsze, bo akurat kontakty z ludźmi przychodzą mi w sposób naturalny. Problem pojawiał się, gdy miałem precyzyjnie coś wyrazić – nie miałem pewności, że jestem dobrze rozumiany. Ja dodatkowo musiałem nauczyć się negocjacji, a to już jest inny angielski niż ten, którego używa się na co dzień – mówi o swoich początkach za oceanem Tomasz Opasiński.
Pierwsze lata wspomina jako ciężką pracę, próby przebicia się i szukanie pomysłu na siebie. Swoje braki językowe „chłopak z Bytomia” nadrabiał plakatami. One mówiły więcej niż słowa. Dzięki temu portfolio stało się swoistym pośrednikiem pomiędzy artystą a zleceniodawcami. Jego talent i wytrwałość opłaciły się – otrzymał propozycję pracy dla najstarszej amerykańskiej agencji reklamowej.
Konkurencja w Hollywood jest ogromna – do każdego projektu filmowego startuje kilka lub kilkanaście osób i agencji. Sam proces wyboru najlepszych pomysłów trwa nawet ponad rok. Jak twierdzi artysta to jednak czynnik mobilizujący.
Jest o co walczyć, bo jak zdążył się przekonać, w Stanach Zjednoczonych plakaty i wszystkie materiały związane z filmem, żyją długo po jego premierze. Fani nadal kolekcjonują je i próbują zdobyć na nich podpisy aktorów.
Tomasz Opasiński pracuje także nad grami komputerowymi i serialami. To ogromne wyzwanie – rola twórcy plakatów polega tu przede wszystkim na uczłowieczeniu postaci nierealnych takich, jak smoki, wojownicy czy potwory. Projektując plakaty do takich projektów artysta widzi także inny cel – każdy gracz ma poczuć, że plakat powstał wyłącznie z myślą o nim i właśnie dla niego.
O tym, że nazwisko Opasiński w Ameryce stanowi już markę przekonał się po raz pierwszy pięć lat temu.
- Poczułem, że ludzie się mnie nauczyli. Uważam, że to jest klucz do sukcesu. Możesz być superdostępny, ale inni muszą być ciebie ciekawi. W Stanach wyczuwają podstęp, sztuczność, fałsz – jeżeli się tego pozbędziesz, to wejdziesz do ich świata, będziesz miło witany i doceniany za to, że jesteś naturalny. To frazes, ale trzeba być sobą - tłumaczy.
Mimo sukcesu w Hollywood, artysta nadal wraca do Polski. Realizuje tu projekty, które go zainteresują i jak twierdzi, nigdy z tego nie zrezygnuje.
fot. Tomasz Opasiński - facebook