Dla wszystkich to już staje się powoli nudne, ale sytuacja w klubie z Olimpijskiej nadal jest daleka od normalności. Zaległości wobec drużyny narastają i choć działacze starają się je spłacać to pieniędzy wciąż jest zbyt mało, aby ustabilizować sytuację. To z kolei powoduje, że piłkarze tracą cierpliwość, co odbija się na treningach, a co najgorsze, także na meczach ligowych.
W minionym tygodniu obserwując treningi Polonii można było zauważyć, że zawodnicy nie do końca przykładają się do swoich obowiązków. To nie był przypadek, bo bytomianie postanowili zastosować włoski strajk, czyli wszystko wykonywali w spowolnionym tempie.
To rodziło poważne obawy przed jednym z ważniejszych meczów w rundzie jesiennej. W sobotę podopieczni Jacka Trzeciaka pojechali na mecz z Nadwiślanem Góra. Rywal ten ostatnich pięć spotkań przegrał, przez co zajmował w tabeli przedostatnie miejsce. Sprawa była zatem prosta - ten mecz trzeba było wygrać chcąc myśleć o spokojnej przerwie zimowej.
Zaczęło się obiecująco, bo już na początku spotkania Robert Trznadel powinien strzelić gola, ale w sytuacji sam na sam z bramkarzem uderzył za lekko. To się zemściło w 16. minucie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego krycie zgubił Dawid Ogrocki i miał mnóstwo czasu, aby opanować piłkę, a następnie z bliska pokonać Dawida Gargasza.
To podrażniło bytomian, którzy jeszcze w pierwszej połowie zdołali odpowiedzieć. Na strzał z dystansu zdecydował się Damian Michalik. Po drodze piłka odbiła się od jednego z defensorów Nadwiślana, co kompletnie zmyliło bramkarza gospodarzy. Do przerwy było zatem 1:1.
Druga połowa zaczęła się fatalnie dla drużyny Trzeciaka. Sześć minut po wznowieniu gry znowu drużyna z Góry prowadziła. Gospodarze wyprowadzili kontrę, którą strzałem zakończył Przemysław Piwowarczyk, ale ten zdołał jeszcze odbić Gargasz. Piłka jednak trafiła pod nogi Arkadiusza Kowalczyka, który z kilku metrów wpakował ją do pustej bramki.
Wielkiego zrywu ze strony bytomian już nie było. Sytuacja jeszcze skomplikowała się dziesięć minut przed końcem, gdy z powodu kontuzji boisko musiał opuścić Michalik. Polonia kończyła w dziesiątkę, bo wykorzystała już limit zmian. Wynik się nie zmienił. Nadwiślan zatem się przełamał, a klub z Bytomia znalazł się tuż nad strefą spadkową mając jedynie punkt przewagi nad piętnastym ROW 1964 Rybnik. Najlepszym podsumowaniem meczu będzie natomiast komentarz trenera Trzeciaka.
- Jakie treningi, taka gra. To nie był efekt kontuzji, czy sportowych zależności. Musimy usiąść i wyjaśnić sobie pewne rzeczy i określić się albo w jedną, albo w drugą stronę. Nie przypominam sobie słabszego meczu w naszym wykonaniu od czasów III ligi, bo nasza gra przypominała piknik. Trzeba też jednak oddać szacunek Nadwiślanowi, bo na zbyt wiele nam nie pozwolił - cytuje bytomskiego szkoleniowca portal Sportowasilesia.com.