Wszystkie problemy są jednak spowodowane aspektem sportowym. Gdyby Polonia wygrywała w II lidze, to nie byłoby dyskusji na temat zmiany trenera, czego następstwem jest anonimowy list, o którym szerzej za chwilę. Wyników jednak nie ma, co wywołało burzę.
Przyszłość Jacka Trzeciaka wydawała się przesądzona. Klub pewnie by go zwolnił, ale najpierw za obecnym szkoleniowcem zaczęli opowiadać się kibice, a później do gry wkroczył anonimowy zawodnik. Wysłał on list do redakcji dziennika "Sport", którego najciekawsze fragmenty znajdziecie poniżej.
- Sportowo czuliśmy się najlepsi w III lidze, jednak wiedzieliśmy, że Polonia organizacyjnie i finansowo nie jest w stanie konkurować nie tylko z Odrą Opole ale też BKS-em czy Zdzieszowicami. Z klubu my, zawodnicy, otrzymywaliśmy niewielkie kwoty, a nasze wynagrodzenia pokrywane były z miejskich stypendiów. Otrzymywaliśmy je w okresach od października do grudnia i od marca do czerwca. W czerwcu podpisywaliśmy ugody, które potem klub przedstawił komisji licencyjnej. Każdy z nas indywidualnie dogadywał się co do zaległości. Część z nich została uwzględniona w nowych kontraktach. Niestety, ugody do dziś pozostają niezrealizowane, a klub ma wobec nas coraz to większe zaległości.
- Od czerwca otrzymaliśmy po jednej pensji - w dodatku nie w całości, a około 50-60 procent. Nie mamy też stypendiów, pomimo iż zostały nam przed sezonem obiecane. Dodam jeszcze tylko, że 100 tys. zł premii za awans do II ligi, które były wyznaczone zimą, też nie zostały nam zapłacone.
- W momencie jego (Jacka Trzeciaka przyp. red.) faktycznego odejścia wszystkie sprawy związane z finansami i z funkcjonowaniem klubu nie będą już przez nas przykrywane. Nie będziemy robić z niczego tajemnicy (...). Wielu z nas ma rodziny na utrzymaniu i musimy mieć za co żyć. Po odejściu trenera Trzeciaka nie możemy zagwarantować, że bez pieniędzy będziemy rzetelnie trenować.
Pełną treść listu możecie przeczytać TUTAJ. W dużym skrócie chodzi jednak o to, że w Polonii znowu nie płacą i zwodzą zawodników, a ponadto gracze nie mają zagwarantowanych komfortowych warunków do treningu. Użyto nawet szantażu, że jeżeli Trzeciak wyleci, to piłkarze "nie gwarantują", że będą uczciwie podchodzić do swoich obowiązków.
Kto jest autorem szokującego listu? Tego nikt nie wie i pewnie nigdy się nie dowie. Gdyby wyszło na jaw, to konsekwencje byłyby bardzo surowe. Trzeba także brać pod uwagę, że... nie napisał go żaden zawodnik. Prezes Łukasz Wiejacha jest przekonany, że tak właśnie jest, a ponadto odpowiada na najważniejsze fragmenty listu.
- Jestem przekonany, że autorem tego listu nie jest żaden zawodnik. Od początku roku przez osiem miesięcy nigdy nie zdarzyło się, by zawodnicy nie dostali pieniędzy. Od czerwca do końca sierpnia na pierwszą drużynę zostało przeznaczone około 240 tys. zł. To środki, które otrzymali zawodnicy obecnie grający w klubie. (...) Nie jest różowo, ale też nie jest tragicznie. Rozmawiałem z chłopakami w szatni. Nie spodziewałem się, że ktoś się przyzna, ale wcześniej przecież nie było z ich strony żadnych sygnałów, że jest źle, że będzie bunt czy odmowa wyjścia na trening - mówi Wiejacha na łamach "Sportu".
Atmosfera jest daleka od ideału, a w czwartek rozstrzygnie się przyszłość Trzeciaka. W sobotę przekonamy się, jak to odbije się na formie piłkarzy, którzy zagrają na wyjeździe z Rakowem Częstochowa.