Podwórze przy skrzyżowaniu ulic Krakowskiej z Rycerską to jedno z nielicznych – o ile nie jedyne – zielone miejsce w centrum Bytomia. Dotychczas znajdowały się tam pokaźnych rozmiarów topole. Niestety MZZiGK zadecydował o ich wycince.
Jedna z mieszkanek budynku usytuowanego obok podwórza pewnego poranka została poproszona o usunięcie swojego samochodu na czas wycinki drzew. Zaskoczona usiłowała dowiedzieć się o jaką wycinkę chodzi, ponieważ mieszkańców nie uprzedzono o tego rodzaju planach. Firma wykonująca prace nie posiadała żadnych dokumentów zezwalających, nie potrafiła także podać przyczyny wydania takiej decyzji. Mimo protestów jedno drzewo usunięto, a ścięcie następnych czterech zaplanowano na kolejne tygodnie.
Przeczytaj także o wycince przy ulicy Odrzańskiej
- Inicjatorem tego dramatycznego wydarzenia jest jeden z sąsiadów, na podstawie którego pisma Miejski Zarząd Zieleni i Gospodarki Komunalnej przesłał wniosek o zgodę na wycinkę drzew do Konserwatora Zabytków w Katowicach. Nie uwzględniając, że wniosek ten nie jest zgodny z wolą części mieszkańców i odbyć się ma pogorszenie standardu naszego życia, w żaden sposób z nami nie uzgodnione. (…) O całej sprawie poinformowane były wyłącznie osoby potajemnie wnioskujące wycinkę – mówi lokatorka zainteresowana sprawą.
Jej zdaniem decyzja o wycince została podjęta pochopnie i na podstawie nieprawdziwych przesłanek. Próbując poznać motywacje urzędników zadzwoniła do MZZiGK, gdzie dowiedziała się, że drzewa są zagrożeniem dla znajdującego się nieopodal bunkra, który może ulec zniszczeniu przez rozrośnięty system korzeniowy. Po usunięciu pierwszej topoli, rosnącej najbliżej bunkra, trudno uwierzyć w te tłumaczenia – pozostałe drzewa od bunkra dzieli ogromna odległość. Co więcej, zdaniem mieszkanki to bunkier zagraża stabilności całego podwórza, a mieszkając w tej okolicy piętnaście lat nie zauważyła nigdy zainteresowania bunkrem ze strony żadnego urzędu. Bunkier niszczeje, a topole i tak muszą zniknąć. Kiedy my dowiadywaliśmy się o przyczyny wydania decyzji otrzymaliśmy odpowiedź, że: „powodem wycinki drzew przy ul. Rycerskiej jest nadmiernie rozrośnięty system korzeniowy powodujący niszczenie chodnika oraz nadmiernie rozrośnięta korona drzew”.
Historia topoli przeznaczonych do usunięcia rozpoczęła się jednak dużo wcześniej. Dwa lata temu Wspólnota Mieszkaniowa wystąpiła z wnioskiem o prace renowacyjne na drzewach. Niestety do tej pory nie udało się ich wyegzekwować. Dziś urzędnicy twierdzą, że drzewa są już zbyt stare i zniszczone na ich wykonanie, więc należy je ściąć.
Mieszkańcy dziwią się – w czasie wichur z drzew nigdy nie spadały konary, ich tkanka jest zdrowa, co potwierdzili również mężczyźni wykonujący wycinkę pierwszego z nich. Topole nie są spróchniałe, nie ma w nich także zagrażających stabilności drzew dziupli. Drzewa są nie tylko ozdobą podwórka, ale także schronieniem dla sójek, sikorek i... samych mieszkańców. Zlokalizowane od południowej strony mieszkania tylko dzięki topolom latem stają się odrobinę mniej nasłonecznione.
- Drzewa były ostoją ptaków, oraz miejscem ich zatrzymania podczas wędrówek sezonowych. Przez całe lata zimą zatrzymywały się na nich wędrujące ptaki leśne, poszukujące w mieście pożywienia podczas mrozów. Dla mieszkańców wyższych kondygnacji, posiadających okna na podwórze, były jedynym ratunkiem przed uporczywym słońcem w okresie letnim, wiatrem zimą i zieloną oazą w przestrzeni centrum miasta – mówi lokatorka – Mieszkam na czwartym piętrze i latem w kuchni mam 40 stopni – dodaje.
Choć urzędnicy zapowiadają zasadzenie nowych drzew w miejsce starych, decyzja ta wydaje się chybiona. Do podobnych topolom rozmiarów będą rosły długie lata, a szansa na to, że przyjmą się w nasłonecznionym podwórzu jest bardzo nikła. Mieszkańcy zastanawiają się nad sensem tej decyzji i... sensem mnożenia kosztów – wycinka każdego drzewa to około 3 tys. złotych. W przypadku pięciu koszt wyniesie więc 15 tys. zł, do których doliczyć należy zakup nowych sadzonek i ich posadzenie.
Nie tylko zasadność decyzji budzi wątpliwości bytomian. Mieszkańcom nie podoba się także sposób w jaki została podjęta. Z informacji, które uzyskała zainteresowana sprawą lokatorka wynika, że prośbę o zgodę na wycinkę wystosował MZZiGK do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Katowicach na wniosek jednego lokatora, który uzbierał 40 podpisów popierających inicjatywę. Problem w tym, że zdaniem bytomianki, w budynku zlokalizowanym przy podwórzu nie ma tylu zamieszkałych mieszkań. Nie dostaliśmy wglądu w listę, bo godziłoby to w ochronę danych osobowych. Bytomski.pl usiłował dopytać o okoliczności zbierania podpisów i brzmienie pytania zawartego w petycji. Niestety otrzymaliśmy tylko informację, że drzewa rosną na terenie Gminy Bytom, a „udział społeczeństwa w podejmowaniu decyzji nie jest wymagany”. Urzędnicy dodali również, że jeśli Wspólnoty Mieszkaniowe chcą mieć wpływ na tego rodzaju decyzje mogą wykupić lub wydzierżawić teren. Kiedy lokatorka usiłowała porozumieć się z urzędnikiem bezpośrednio odpowiadającym za sprawę wycinki usłyszała z kolei, że... drzewa w mieście są własnością prezydenta. Na nic się zdały tłumaczenia, że jest on urzędnikiem wybranym z woli i na potrzeby mieszkańców.
Zdesperowanej mieszkance udało się złożyć do prezydenta petycję z podpisami 11 mieszkańców sprzeciwiających się działaniom urzędu (jak twierdzi, potwierdza to teorię, że pozyskanie 40 podpisów jest niemożliwe, bo fizycznie nie ma tylu mieszkańców). Urzędnicy MZZiGK twierdzą jednak, że o protestach nic nie wiedzą. Zbierając podpisy lokatorka pytała także mieszkańców o listę, którą rzekomo posiadają urzędnicy. Nikt – nawet osoby, którym wycinka była obojętna – nie widziały jej na oczy.