Źle się dzieje w klubie z ulicy Pułaskiego, a ostatnie wydarzenia powodują, że coraz trudniej być optymistą. Polonia Bytom wciąż jest przedostatnią drużyną w tabeli, a ostatnie trzy spotkania przegrała. Dodać należy, że dwa w bardzo wysokich rozmiarach.
Zaczęło się w piątek od meczu z liderującym Ciarko PBS Sanok. Bytomianie byli tłem dla gospodarzy, którzy bez żadnych problemów zwyciężyli 8:0. Gorzej być nie może? Jeżeli ktoś tak myślał po tym spotkaniu, to został wyprowadzony z błędu dwa dni później.
W niedzielę Polonia grała w Tychach z tamtejszym GKS-em, który obecnie jest trzeci w tabeli. To była bardzo brutalna lekcja, bo tyszanie wygrali aż 15:1! Takiej kompromitacji w wykonaniu naszego zespołu jeszcze nie było. Trener Mariusz Kieca zrzucił to jednak na fatalną sytuację organizacyjną.
- Nasza gra jest wypadkową sytuacji, która się nawarstwia w klubie. Zawodnicy nie mają czym grać i to jest największy problem. Trzeba zdejmować kije ze ścian, wyjmować z garażu. Organizacja, organizacja, organizacja... Nie chodzi tylko o kije, bo też o wszystko dookoła. Na razie jesteśmy na dnie, a czy się odbijemy, to już nie pytanie do mnie - mówił szkoleniowiec.
We wtorek Polonia kończyła drugą serię spotkań i było już trochę lepiej. Nasi hokeiści dzielnie walczyli z drugim GKS-em Jastrzębie. Niebiesko-czerwoni prowadzili nawet 2:1 (po golach Karola Wąsińskiego i Tobiasza Bigosa), ale decydująca okazała się trzecia tercja, po której gospodarze wygrali cały mecz 4:2.
Trzy mecze, 27 straconych bramek i tylko trzy strzelone. Nie jest to wyczyn, z którego można być dumnym. Można jedynie liczyć, że sytuacja organizacyjna w końcu ulegnie poprawie. Bez tego kibice mogą zapomnieć o sukcesach w lidze.