Tymczasem wydajemy na "fajerwerki". Dla przykładu - tegoroczne Dni Bytomia kosztowały 1,5 mln zł. Na same gadżety promocyjne (kubki, kalendarze, magnesy, koszulki itp.) przeznaczono około 36 tys złotych.
{gallery}galerie-news/tpd{/gallery}
W zimowe poranki temperatura w świetlicy czasami sięga 9 stopni. Dlaczego? Bo w nocy się nie grzeje, żeby zaoszczędzić. Bo 34 tys zł na cały rok funkcjonowania to zwyczajnie za mało. Wśród codziennych zadań świetlicy można znaleźć: organizowanie dzieciom czasu i zapewnienie podstawowego posiłku, nadrabianie szkolnych zaległości, przeprowadzanie zbiórek odzieży i tak naprawdę – każdą formę pomocy.
Dzieci chodzące do świetlicy przy Prusa 19 naprawdę jej potrzebują. Ośrodek funkcjonuje pięć dni w tygodniu, po 5 godzin dziennie od 2004 roku i opiekuje się trzydzieściorgiem dzieci. Zgodnie ze statutem Towarzystwo może zajmować się potrzebującymi w wieku od 6 do 18 lat. W sytuacjach szczególnych i kryzysowych zdarzają się jednak wyjątki i można pomóc nawet 5-latkom. Niestety takich sytuacji w Bytomiu nie brakuje. Spora część podopiecznych TPD pochodzi z rodzin borykających się z uzależnieniami, przemocą i najgorszymi patologiami. Niektóre dzieci zimą chodzą w trampkach, inne od urodzenia cierpią na wady poalkoholowe. Często są zaniedbane przez rodziców, a ich los mało kogo obchodzi. W piątek po wyjściu ze świetlicy potrafią pobić się o bułki, które na co dzień rozdaje świetlica. Dlaczego? Prezes bytomskiego TPD, Magdalena Haładus, nie wie, ale może tylko przypuszczać, że wiedzą, że w weekend szkoła i świetlica są zamknięte. Przez dwa dni będą więc chodzić głodne. To jednak tylko część prawdy – w świetlicy można znaleźć także dzieci z kochających rodzin, których rodzice nie mają środków na najbardziej podstawowe funkcjonowanie.
- Proszę tylko nie pisać o samej patologii. To nie jest prawda. Są też bardzo fajne osoby – kochający rodzice, którzy zgłaszają się z problemami wychowawczymi. (…) Mamy też rodziców niewydolnych wychowawczo, którzy nie potrafią pomóc swoim dzieciom, ale bardzo je kochają – mówi kierowniczka świetlicy.
Dzieci trafiają do niej najczęściej z inicjatywy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. O tym, że naprawdę jest potrzebna świadczy chociażby lista rezerwowa dzieci.
- Jeśli wypuścimy je na ulicę, będzie to równia pochyła. Nasza świetlica często jest etapem ratującym przed domem dziecka. Jeśli więc nie przemawiają inne argumenty, odwołuję się do tych finansowych – koszt utrzymania dziecka w świetlicy to około 100 zł miesięcznie. W domu dziecka to minimum 3 tys złotych – dodaje Magdalena Haładus .
1600 zł na opiekę nad trzydziestką dzieci. Tyle daje miasto
Choć kierownictwo stara się nie odmawiać, nie wie co robić, kiedy sytuacja świetlicy jest niepewna. Dlaczego? Świetlica na funkcjonowanie cały rok otrzymała 34 tys zł. Odejmując od tego około 15 tys zł wspomnianych już opłat rocznie, otrzymujemy 19 tys zł, czyli około 1600 zł na miesiąc. To kwota, z której opiekunki muszą każdego miesiąca zaopiekować się trzydzieściorgiem dzieci, zapewniając im najbardziej podstawowy zimny posiłek. Na środki czystości zostaje maksymalnie 300 zł rocznie. Podobnie sytuacja wyglądała w ubiegłych latach. Dotychczas świetlica radziła sobie pozyskując środki z dotacji zewnętrznych – chociażby z Ministerstwa Edukacji Narodowej czy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Niestety są one przeznaczone na działalność edukacyjną i nie można pokryć z nich bieżących opłat. Towarzystwo zbiera także pieniądze z 1%, ale rocznie na tę organizację w Bytomiu procent swojego podatku przekazuje około 60 osób.
Pracownicy świetlicy są zmęczeni nieustannym żebraniem o pieniądze. Ciągle słyszą, że przecież otrzymali środki. Prezydent Damian Bartyla na spotkaniu z kierowniczką zobowiązał się do wsparcia świetlicy dodatkową kwotą 20 tys zł uznając, że jest ona miastu potrzebna. Świetlicy wiele przecież nie trzeba – tylko tyle, by móc realizować podstawowe cele.
Choć pracownikom czasami udaje się pozyskać pomoc sponsorów, żaden z nich nie chce pokryć opłaty za prąd czy gaz. Czasami więc świetlica „cierpi” na nadmiar słodyczy, ale nie stać jej na bułki dla dzieci, które naprawdę są głodne.