Autor Andrzej Falkiewicz jest asystentem rodziny w MOPR, pracownikiem socjalnym w WSS oraz kuratorem społecznym.
Wielokrotnie nie mieści się w głowie, że są jednostki, żyjące wiele, wiele poniżej ludzkiej godności. To prawda, że widok schorowanej osoby leżącej na starym gnijącym materacu, wśród rozpadającego się sprzętu codziennego użytku, wśród gnijących resztek jedzenia, brudu i smrodu – budzić może politowanie i współczucie. To wspaniały ludzki odruch – podjęcie próby ratowania takiego człowieka. To coś pięknego, że widząc krzywdę bliźniego próbujemy mu pomóc. Bezinteresownie. Z czystego serca. Moje „skrzywienie” zawodowe skłania mnie jednak do zadania pytania: „Co się stało, że ten biedny człowiek znalazł się w tak tragicznej sytuacji”? Ktoś powie, że takie pytanie nie ma sensu, gdyż ważny jest stan faktyczny a nie przeszłość człowieka. Poniekąd to prawda, jednak przeszłość człowieka powinna mieć niewątpliwie wpływ na to jakiej pomocy powinniśmy udzielić potrzebującemu. Znam wiele przypadków, kiedy człowiek przez całe życie nie przepracował ani minuty, pozostając bądź to na utrzymaniu rodziców bądź to trudniąc się dorywczymi nie zawsze zgodnymi z prawem zajęciami. Jego łatwe i proste życie oscylowało wokół codziennego zdobycia środków finansowych z przeznaczeniem na zakup kilku piw oraz na narzekanie jak to w naszej szarej polskiej rzeczywistości jest źle i bez sensu. I tak mijają lata, rodzice umierają i takiż jegomość pozostaje nagle na tym nędznym świecie sam. Bez środków do życia i bez perspektyw. Zaczyna korzystać z pomocy społecznej. Środki jakie otrzymuje starczają ledwo na wyżywienie. Nasz bohater zapuszcza się ździebko. Nie reguluje opłat mieszkaniowych. Odcinają mu prąd a mieszkanie popada w ruinę. Do chwili, gdy zdrowie jeszcze dopisuje owy obywatel jeszcze czasami wyjdzie o poranku z mieszkania by pozbierać a potem sprzedać złom. Zarobione pieniądze często przepija bo co można w życiu robić jak nie pić? Gdy taki człowiek wchodzi w wiek poprodukcyjny i nie posiada wypracowanych świadczeń z ZUS – państwo gwarantuje mu tak zwany zasiłek stały – czyli dozgonnie około 500 zł. Z wiekiem zaczynają powoli pojawiać się schorzenia. Mniejsze lub większe... Potem nagle może pojawić się społecznik czy też dziennikarz, który odwiedza takiego człowieka bo gdzieś o nim usłyszał. Rozpoczyna się akcja pomocy biednemu, pokrzywdzonemu przez los człowiekowi. Ktoś zapyta o to jak człowiek może się utrzymać za 500 zł. Ktoś inny zapyta jak można żyć bez prądu. Ktoś inny zrobi zbiórkę pieniędzy, za które będzie chciał wyremontować mieszkanie potrzebującemu. Jeszcze ktoś inny uważać będzie, że taką osobę należy umieścić w Domu Pomocy Społecznej, gdzie miasto będzie za niego płacić blisko trzy tysiące miesięcznie... Ktoś może zarzuci mi, że podaję przykład ekstremalny. Że ludzi, którzy na własne życzenie doprowadzili się do takiego stanu jest mało a większość pokrzywdzonych znaleźli się w takiej sytuacji nie z własnej woli. Nieprawda. Takich przykładów na terenie samego Bytomia mógłbym mnożyć. Kiedyś zostałem wezwany do szpitala. Przebywał tam mężczyzna znaleziony na melinie. Jego wszystkie ubrania w których był musiały zostać zniszczone, gdyż były zarobaczone. Facet więc leżał sobie w szpitalu. W związku z tym, że nie chciało mu się zgłaszać na terminy w Powiatowym Urzędzie Pracy – nie był zarejestrowany jako bezrobotny i nie miał opłacanych składek zdrowotnych. Ale po co mu składki zdrowotne. Przecież i tak przyjdzie pracownik socjalny i załatwi mu ubezpieczenie. Tak więc gość został podleczony w szpitalu lecz zbliżał się dzień wypisu a wypisany nago nie mógł być. W związku z tym poproszono mnie o dostarczenie dla „chorego” jakiś ubrań. Dzień później zaniosłem do szpitala ubrania po moim ojcu. Porządne ciuchy, mało używane. Gdy wręczyłem panu ubrania i już miałem opuścić szpitalną salę usłyszałem „Za małe buty mi przyniosłeś. Przynieś inne”. Zatrzymałem się. Zawróciłem w stronę biednego chorego i powiedziałem mu coś czego nie wypada mi w tym momencie powtarzać. Pomaganie jest wspaniałe. To piękne wyciągnąć dłoń w kierunku potrzebującego. Nie wszystko jest jednak czarne lub białe. Jest wiele odcieni szarości. Pomoc należy się każdemu ale warto czasami zastanowić się komu pomagamy i jak bardzo. Wiele z osób potrzebujących, przez całe życie żerowało na innych nie wnosząc nic dobrego do tego świata. Gdy nie są już w stanie samodzielnie funkcjonować oczekują często więcej niż sami w życiu osiągnęli. Uważam, że takim ludziom należy się li tylko minimalne wsparcie pozwalające im na dalsze życie takie w jakim dotychczas funkcjonowali. Może to brutalne a może po prostu sprawiedliwe?