W mieszkaniu kończyła się właśnie impreza suto zakrapiana alkoholem. W każdym z pomieszczeń można było natknąć się na jakiegoś mniej lub bardziej nieprzytomnego osobnika. Samo przeliczenie wszystkich biesiadników zajęło dobrych kilkanaście minut, bo co chwilę z ogólnego bałaganu wyłaniał się ktoś nowy bełkotliwie pytając: „Ale o co chodzi?” W lokalu syf, jak to zwykle podczas ostrych libacji alkoholowych. Porozrzucane ubrania, wylana niezidentyfikowana ciecz, pety i porozrzucane po całym mieszkaniu obierki z ziemniaków. Do tego nieświeży zapach, by nie powiedzieć „smród fekaliów”. W takiej scenerii odbywała się impreza wspólnych znajomych. Mniemam, że tego dnia wszyscy dobrze się bawili. Wszyscy, oprócz trojga maleńkich dzieci. Brudne i głodne, jeszcze zbyt małe by zrozumieć, że rodzice o nich zapomnieli. Że ważniejsze było zalać mordy do nieprzytomności niż opiekować się dziećmi. Gdy po wielkich trudach udało się dobudzić ojca małoletnich – ten stwierdził „Zajmijcie się lepiej patologią, a nie porządnymi ludźmi”.
I w tym momencie rzeczywiście może nasunąć się refleksja: „Kiedy mamy do czynienia z patologią?” Czy wypicie jednego piwa na ławce w parku może być uznawane za odchylenie od reguł działania społecznego? Czy częste kłótnie małżeńskie obfitujące w krzyki i wyzwiska to postępowanie niezgodne z normami społecznymi? Czy utrzymywanie rodziny ze zbieractwa i żebractwa to już zachowanie ocierające się o dewiację? Myślę, że trzeba bardzo ostrożnie używać sformułowania „patologia” w stosunku do zachowań spotykanych w społeczeństwie. Przykład powyższy choć bardzo jaskrawy nie jest jednak jednoznaczny w odniesieniu do określenia go patologią. Opis zawiera zbyt mało informacji by rodzinę całkowicie potępiać. Owszem - w tym dniu przegięli na całej linii. Ich zachowanie mogło doprowadzić do nieszczęścia. Dzieci były zaniedbane i pozostawione samym sobie. Brak jest jakiegokolwiek usprawiedliwienia takiego zachowania rodziców małoletnich. Powinni ponieść karę. Ale czy można nazwać ich „patologią”? Każdy z nas sam sobie określa linię dzielącą prawidłowe funkcjonowanie od funkcjonowania patologicznego. Każdy z nas definiuje tą linię poniekąd względem własnego zachowania. O sobie przecież nigdy nie powiemy '”patologia”, choć już sąsiad obok może właśnie w ten sposób nas spostrzegać. Ktoś zupełnie niedawno powiedział mi: „patologia to ci, którzy biją dzieci i codziennie doją F16 (alkohol wątpliwego pochodzenia), a nie tacy jak ja – pijący codziennie tylko alkohol ze sklepu”. Ot, prosta odpowiedź z którą ciężko było nawet polemizować...
Autor Andrzej Falkiewicz jest asystentem rodziny w MOPR, pracownikiem socjalnym w WSS oraz kuratorem społecznym.