Związkowcy Opery w kwietniu bieżącego roku pisemnie poinformowali stosowne urzędy o swoim niezadowoleniu i sprzeciwie wobec działań dyrektora, Tadeusza Serafina. Największe kontrowersje budziła polityka kadrowa w Operze. Zdaniem związkowców dyrektor zatrudnia na stanowiska kierownicze członków swojej rodziny, którzy nie mają wystarczających kompetencji, równocześnie zwalniając pracowników z wieloletnim doświadczeniem, którzy je posiadają.
Pracownicy złożyli skargę, a dyrektor twierdzi, że jest celem ataku.
- Związek, którego jestem celem ataków, zrzesza około 20 osób. Na tle instytucji, która zatrudnia około 300 osób, nie jest to pełna reprezentacja załogi – mówił Tadeusz Serafin dla gazeta.pl.
Według przewodniczącego związków, Mariana Bugdoła, zwolnienia zaczęły się rok temu w marcu. Dziś bez pracy są już: kierownik działu transportu, kierowniczka działu kadr, kierowniczka działu technicznego i główna księgowa. Dyrektor Opery twierdzi, że do każdego ze zwolnień miał uzasadnione podstawy.
Nieco inaczej sprawę widzą pracownicy. Pierwszą osobą, która straciła zatrudnienie był kierownik działu transportu. Rzekomo postawiono mu ultimatum: rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron lub przyjęcie nagle wystawionych nagan, które oznaczałoby...zwolnienie dyscyplinarne. Kierowniczka działu kadr, zwolniona została za rzekome skargi innych pracowników. Wnioskowała o zwołanie antymobbingowej komisji, lecz zgody dyrekcji nie dostała. Wśród argumentów podawanych dla pozostałych zwolnień znalazły się m.in.... utrata zaufania do pracującej od 25 lat głównej księgowej. Jej sprawa obecnie znajduje się w sądzie pracy.
Pracownicy uważają, że dyrektor chce wymienić całą kadrę kierowniczą. Poza tym nie podoba im się sposób zwalniania ludzi – większość z nich otrzymała zakaz wstępu do Opery Śląskiej i musiała spakować się natychmiast po otrzymaniu wypowiedzenia. Tadeusz Serafin prostuje i podkreśla, że tylko główna księgowa otrzymała zakaz wstępu i nakaz natychmiastowego opuszczenia instytucji.
To jednak nie koniec pretensji związkowców. Nie podoba im się to, że w Operze pracuje córka dyrektora, a on sam zatrudnił także swojego zięcia. Początkowo pełniący funkcję osoby odpowiedzialnej za pozyskiwanie sponsorów dla instytucji, po zwalnianiu kolejnych członków kadry Opery, przejmował ich obowiązki.
Tadeusz Serafin odpiera ataki związkowców i tłumaczy, że stawiane przez nich zarzuty są bezpodstawne. Twierdzi, że Bogusław Marcinowski pracuje w Operze od dawna, a zatrudniony został... zanim stał się jego zięciem. Obowiązki zwolnionych wcześniej pracowników zięć dyrektora przejmował z kolei, bo rozpisywany konkurs nie przynosił efektów, a w obliczu ważnej premiery instytucja potrzebowała pilnie osoby na dane stanowisko. Dyrektor dodał także, że jego córka planuje zrezygnować z pracy w instytucji.
Czy skargi pracowników Opery Śląskiej są uzasadnione dowiemy się, kiedy zakończone zostaną prowadzone obecnie w instytucji kontrole.