Podejście do inwestycji i inwestorów w Bytomiu przypomina mi sytuację na dworcu kolejowym w Zakopanem. Gdy wysiadam z pociągu już na peronie stoją „naganiacze” i pytają każdą przechodzącą obok osobę, czy nie zechce ładnego, wygodnego lub taniego pokoju (opcja zależna od wyglądu pytanego i szybkiej oceny jego zasobności portfela). Podobnie jest w Bytomiu. Miasto nie ma zdefiniowanego PREFEROWANEGO INWESTORA. Nie wie, jakie firmy wniosą NAJWIEKSZĄ WARTOŚĆ DODANĄ dla miasta i jego rozwoju, i dlatego oferują każdemu atrakcyjne ich zdaniem tereny inwestycyjne. Błędy w definiowaniu Strategii Miasta dają teraz o sobie znać! Skoro nie wiemy, jakim miastem będzie Bytom za lat 20, to również nie wiemy, kogo chcielibyśmy mieć u siebie jako inwestora. Czy mają to być duzi czy mali inwestorzy? Firmy logistyczne, przemysłowe czy usługowe? Firmy, których rozwój oparty jest na wiedzy, czy takie, którym wystarczy tania siła robocza? Ten brak jest słabością nie tylko intelektualną zatwierdzonych programów rozwoju Bytomia, ale powoduje nieskuteczność urzędników w pozyskiwaniu inwestorów.
Wyobraźmy sobie, że do Urzędu Miasta przychodzi inwestor z Ukrainy lub Chin i proponuje, że chce kupić lub wydzierżawić ziemię pod inwestycję o pow. ok. 1 ha. Co ciekawsze, nie chce on zakupić super atrakcyjnej działki, ale nieużytki, nawet takie, na których są szkody górnicze lub na których grunt jest skażony! Czy prezydent winień cieszyć się, że znalazł się taki inwestora? Zapewne tak! A gdyby inwestor oświadczył, że za taki teren zapłaci np. 25 mln. dolarów, to inwestycja byłaby cenniejsza w jego oczach? Jeszcze jak!
Ale jak ocenilibyśmy inwestycję, gdyby przy podpisywaniu umowy inwestor oświadczył, że na tym terenie będzie zlokalizowane składowisko odpadów radioaktywnych? Czy prezydent powinien podziękować inwestorowi, czy też wziąć owe 25 mln dolarów?
Drugi przykład: powiedzmy, że firma Microsoft chce otworzyć w Bytomiu swoje biuro, w którym będą zatrudnieni informatycy odpowiedzialni za testowanie nowego oprogramowania lub aktualizacji istniejących. W tym celu szukają albo uzbrojonego terenu z dobrym dojazdem i miejscem na parking, albo miasta, które sprzeda im obiekt spełniający takie wymagania. Co zrobi prezydent?
Zapewne szybko poszuka odpowiedniego terenu i dodatkowo zaproponuje jako rezerwę pusty budynek szkoły (np. w Miechowicach), a potem ogłosi wszem i wobec, że spełnił oczekiwania inwestora! Czy aby na pewno? Już słyszę jak pada odpowiedź: tak, dlaczego taka firma nie miałaby zainwestować w Bytomiu?
Ponieważ nie znaleziono by w mieście 60 chętnych do pracy informatyków. Wszyscy są pozatrudniani gdzie indziej, a szkolnictwo w Bytomiu nie szkoli na odpowiednim poziomie przyszłych informatyków, którzy sprostali by wymaganiom takiej firmy!
Problem inwestycji w mieście nie sprowadza się wyłącznie do posiadania terenów inwestycyjnych, czy terenów będących w specjalnej strefie ekonomicznej. Sedno nie leży również w wydatkach na promocje. Gdzie zatem leży problem? Na czym polega stworzenie atrakcyjnych warunków dla firm? Co znaczy, że miasto ma potencjał, który warto wykorzystać? Czy Bytom jest atrakcyjnym miejscem do inwestowania?
Aby usłyszeć odpowiedzi na te i inne pytania serdecznie zapraszam Forumowiczów na poniedziałkową debatę na polu golfowym w Szombierkach, która rozpocznie się o godz.18:00. Do zobaczenia.
www.facebook.com/events/1863500400641859...2extra_data%5C%22%3A[]%7D]%22%2C%22has_source%22%3Atrue%7D
A na deser proszę zapoznajcie się z tym krótkim artykułem sprzed roku:
katowice.wyborcza.pl/katowice/56,35019,19506929,bytom,,1.html
Groteska!