W normalnym mieście, w sytuacjach zmian (nie mówiąc o kryzysie) wiele środowisk spotyka się i zastanawia co by zrobić by nie stracić na zmianach? Część zaś zastanawia się czy zmiana nie jest dobrą okazją do wzmocnienia miasta. W Bytomiu brak jest środowisk czujących odpowiedzialność za miasto. Jest natomiast wąskie grono „biznesmenów” i szersze grono dorobkiewiczów, którzy ciężko myślą nad tym, co by tu zrobić by im było dobrze. Wszystko inne to gra pozorów. Nie ma na razie siły, która byłaby w stanie zmienić ten stan. I na tym polega dramat tego miasta.
Po czterech latach rządów prezydenta Bartyli i jego otoczenia, długa lista obietnic zamieniła się w długą listę porażek i niezrozumiałych decyzji, których skutki finansowe widać dobitnie w powiększającej się dziurze budżetowej.
Po czterech latach mamy nadal najwyższy wskaźnik bezrobocia w regionie. Zadłużenie zbliżające się do granicy 300 mln zł. i żadnych nowych ważnych inwestycji! Zamiast 1000 nowych miejsc pracy mamy producenta wełny mineralnej, który wciąż ogłasza nabór na nowych pracowników! Przy okazji, to jak to jest z tym bezrobociem? Ludzie chcą pracy (bo jej nie mają) czy też szara strefa ma się coraz lepiej?.
Brak jakichkolwiek pozytywnych skojarzeń z Bytomiem. Brak wyróżnika, magnesu przyciągającego albo biznes, albo nowych mieszkańców. Dla wielu młodych brak również jakichkolwiek zachęt by pozostać w mieście. Zwiększa się zaś dystans pomiędzy miastem a pozostałymi miastami aglomeracji. Czynniki negatywne takie jak: brak wizji rozwoju miasta, szkody górnicze, niski poziom wykształcenia mieszkańców, zbyt duża liczba bezrobotnych w drugim pokoleniu, niski poziom dochodów mieszkańców, brak odpowiedniej ilości firm opartych na wiedzy, firm produkcyjnych czy usługowych, które tworzyłyby pozytywną atmosferę i otoczenie dla biznesu, brak aktywnych środowisk naukowych i dobrych szkół, zdewastowana substancja mieszkaniowa należąca do gminy, katastrofa finansów gminnych, co pociąga za sobą niemożność wykreowania nowych inwestycji oraz bardzo niskie zaangażowanie mieszkańców w sprawy miasta, to wszystko odpycha inwestorów i potencjalnych nowych mieszkańców.
Podsumowując, słabe strony nie tylko nie zostały osłabione, ale wręcz wzmocnione. Silnych stron zaś brak. Wniosek? Przy tym stylu zarządzania, przy tych kierunkach i sposobach wydatkowania zasobów, Bytom czeka dalsza degradacja i upadek.
I żadne zaklinanie rzeczywistości tu nie pomoże. Żadna Strategia Miasta ani nawet Lokalny Program Rewitalizacji nie będą kołem zamachowym. Wynika to z dwóch przesłanek. Pierwsza, bo oba są stworzone pod konkretną potrzebę – jako uzasadnienie dla planowanych do pozyskania środków z UE. Żadne z nich nie kreuje wizji rozwoju miasta, opartego na jego realnych silnych stronach i potencjale. Druga przesłanka, to dziura budżetowa. Zamiast gromadzić środki na wkład własny dla planowanych inwestycji, prezydent i jego otoczenie skupiło się na ratowaniu Polonii Bytom, która okazała się „dziurą bez dna”. Zamiast wybrać dwie, trzy inwestycje, które byłyby pro rozwojowe, swoistym znakiem rozpoznawczym, tworzącym podstawy pod inne inwestycje, wydatkowano miliony na niezrozumiałe inwestycje, np. na zakup ujęcia wody w Tarnowskich Górach.
Ostatnie cztery lata, to czas marginalizacji miasta w aglomeracji i czas jego upadku. Po co o tym piszę, skoro pisałem i prognozowałem taki scenariusz w 2014 i w 2105 r.? Bo chciałbym aby ludzie, którzy doprowadzili do przejęcia władzy przez „budziki” wiedzieli, że przyczynili się do upadku miasta. Ponadto, aby wyborcy wiedzieli, że oddając na kogoś głos w wyborach powinni przynajmniej mieć tyle do siebie szacunku aby domagać się realizacji obietnic wyborczych. A jeżeli nie są one zrealizowane aby wyciągnęli wnioski i pokazali wszystkim „budzikom” czerwoną kartkę.